Opis książki
Brian Porter-Szűcs dowodzi, że prawda jest o wiele bardziej złożona. Jak pisze, Rzeczpospolita Obojga Narodów pod względem religii zaliczała się do najbardziej różnorodnych krajów w całej Europie. W połowie XVI wieku protestantyzm cieszył się poparciem większości szlachty. Również II Rzeczpospolita była niejednorodna religijnie – jedynie około dwóch trzecich jej obywateli należało do Kościoła katolickiego. Dopiero po zakończeniu II wojny światowej Polska stała się religijnym i narodowościowym monolitem.
Wiara i ojczyzna nie jest jednak historią polskiego katolicyzmu i polskiego Kościoła, to analiza tworzącego katolickość dyskursu, który – jak unaocznia autor – nie stanowi niezmiennej i spójnej ideologii, lecz tworzy znaczeniowe pole, którego granice ustawicznie się przesuwają, próbując przystosować się do postępu i nowoczesności.
Brian Porter-Szűcs pokazuje, że katolicyzm epoki zaborów był konserwatywny w klasycznym rozumieniu tego słowa – bynajmniej nie wspierał walki o wyzwolenie narodu, lecz opowiadał się za zachowaniem ładu, a więc posłuszeństwem wobec prawowitej władzy, w tym także wobec carów i cesarzy. Podobnie, Kościół potępiał zmagania o sprawiedliwość społeczną: chłopi mieli być posłuszni swoim panom, mając nadzieję na lepszy los w życiu wiekuistym. Stosunek Kościoła do zbrojnej walki zmienił się dopiero u schyłku XIX stulecia. To wtedy polski Kościół zbratał się z ideologią nacjonalistyczną, odchodząc stopniowo od fatalizmu, przyznając jednostce niejaką możliwość wpływania na bieg dziejów, a co za tym idzie, uznając, że to nie Polacy są winni ściągnięcia na siebie kary bożej, lecz za ich nieszczęścia odpowiadają inni, obcy.
W całym Kościele zaczyna się wówczas przerzucanie grzechu na grupy stojące poza nim. Spiskową wizję dziejów popiera sam Watykan, najpierw za pontyfikatu Leona XIII, propagującego tezę, że to masoni niszczą moralność i religię, a potem Piusa X, który w encyklice Pascendi Dominici gregis z 1907 roku nazwał modernistów podstępnymi agentami podkopującymi fundamenty chrześcijaństwa. Wkrótce katolickie teorie spiskowe staną się jawnie antysemickie. Słowo „mason” zostaje zastąpione słowem „Żyd”, a to z kolei po II wojnie światowej zostanie wyparte przez słowo „bolszewik”, by dziś ustąpić miejsca „LGBTQ”.
Książka Portera-Szűcsa z jednej strony podkreśla paradoks tkwiący w sercu ideologii katolickiej, która posługując się retoryką walki, stoi na antypodach chrześcijańskiego przykazania miłości bliźniego, z drugiej pokazuje, że obok nawołującego do nienawiści katolicyzmu Tadeusza Rydzyka i Radia Maryja, istnieje również ewangeliczny katolicyzm Józefa Tischnera i „Tygodnika Powszechnego”. Ten ostatni w konfrontacji z populistycznym Kościołem ludowym poniósł jednak sromotną klęskę. Gdyby po 1989 roku stratedzy transformacji nacisnęli na rozdział Kościoła od państwa, bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Niestety przeszłości nie da się zmienić. Tymczasem erozja katolickiej wizji świata postępuje również w Polsce. To prawda, że w 2018 roku ochrzczono aż 99,26 procent dzieci urodzonych w naszym kraju, a śluby kościelne zawarło blisko 70 procent Polaków. Równocześnie jednak ponad 60 procent polskich obywateli uważa, że zupełnie normalne jest utrzymywanie stosunków seksualnych bez ślubu, 33 procent sądzi, że seks nie wymaga miłości ani małżeństwa, 47 procent jest zdania, że homoseksualizm powinien być społecznie akceptowany. Jak konkluduje autor: jakiegokolwiek wskaźnika użyjemy, zobaczymy, że nauki Kościoła mają w Polsce większe znaczenie niż w innych krajach Europy i Ameryki Północnej, ale z biegiem lat jego wpływy coraz bardziej maleją.