To bardzo ważna książka - pisze autorka recenzji książki „Żaba” na blogu Mała Ka(f)ka. 

To książka o  tym, że globalne ocieplenie nie zwolni tylko dlatego, że ktoś w nie nie wierzy. O lęku, strachu, agresji, wywołanej brakiem wody. O różnych postawach, jakie przyjmują zwierzęta (ludzie!) - jedni starają się działać, inni tylko narzekają, jedni akceptują przybyszów, otwierają szeroko serca i robią miejsce przy wodopoju, inni zasłaniają sobą nurt wysychającej rzeki, jedni chcą znaleźć rozwiązanie w grupie, inni działają na własną rękę. I mimo że (spojler!) wszystko się dobrze kończy, to we mnie ta książka wywołuje dreszcze przerażenia. Bo, owszem, to baśń, więc dzieje się daleko, daleko stąd, tam, gdzie żyją ptaki o śmiesznej nazwie kookaburra (Australia jest przecież po drugiej stronie globusa!). Bo, owszem, to świat na tyle bajkowy, żeby chcieć czytać tę książkę nie jak reportaż, ale jak książkę przygodową. Ale jednocześnie tak prawdziwy, że po lekturze trzeba porozmawiać na temat klimatu, globalnego ocieplenia, braku wody i o tym, co możemy zrobić, żeby taka katastrofa nie wydarzyła się tu i teraz.

To książka przepełniona nadzieją – na końcu znów jest zielono, jest co pić i kookaburry znów mogą się śmiać i swoim śmiecho-śpiewem budzić Tych, Co Zapalają Słońce. Wszystko wraca na swoje miejsce. Ale czy jest jeszcze na to szansa w realnym świecie? To ostatni dzwonek – świdruje w uszach i nie da się włączyć drzemki. Trzeba zadziałać już, teraz, nie czekając na lepszą chwilę. I po to jest właśnie „Żaba”, żeby być iskrą do działania. Bo po lekturze padnie pytanie: „Mamo, czy starczy nam wody?”. I będzie trzeba dziecku odpowiedzieć, że nie wiadomo, że może tak się zdarzyć, że nie. Trzeba będzie przyznać, że gdzieniegdzie na świecie już brakuje. I trzeba będzie mieć gotowe odpowiedzi, co zrobić, żeby przekonać Żabę wypijającą całą wodę świata, żeby jednak przestała już pić i oddała rzeki, morza, jeziora i deszcze. Małe kookaburry są zwykle odważniejsze, bardziej skore do działania, pełne wiary, że się uda – te starsze lubią załamywać skrzydła i myśleć „E tam, jakoś to będzie!”. Więc trzeba koniecznie przeczytać swoim małym kookaburrom tę książkę, żeby nas w końcu obudziły.

Całość recenzji znajdziecie tutaj