Soszyńskiemu nie chodzi o powielanie historycznych narracji, a raczej o wypełnianie ich wyobraźnią - pisze Bartosz Cudak z czasopisma "Didaskalia" w recenzji książki "Teo. Dramaty".

Tę antologię – po nagłej śmierci Soszyńskiego w 2021 roku – wydali z prawdziwej i szczerej miłości jego przyjaciele, Witold Mrozek i Joanna Ostrowska. To właśnie dzięki nim możemy dziś zobaczyć, w jaki sposób "tęczowy książę pedalskiego pochodzenia" myślał o dramacie i teatrze. A przez te myśli, czyli dramaty, obudowane brudnym poczuciem humoru i barokową, wręcz przegiętą estetyką, niełatwo się przebić. Gdy dotrze się jednak do sedna, nie pozostaje nic innego jak śmiech – z samego siebie – i refleksja: w istocie, to jest dopiero kamp! (...)

Paradoks tej upamiętniającej publikacji polega na tym, że zawiera ona dramaty, które – czasem w sposób nieoczywisty – tematyzują wątek pamięci. Traktują o tym, jak i kogo pamiętamy, w jaki sposób wytwarzamy narracje o osobach, miejscach i wydarzeniach, jak z łatwością zapominamy. A także o pewnej nieufności do formalnych sposobów upamiętniania. Autor bowiem we wszystkich swoich utworach scenicznych, mniej lub bardziej gwałtownie, wyważa drzwi historii i pokazuje, że pamięć – zarówno indywidualna, jak i zbiorowa – to konstrukt, któremu ulegamy, czasem nawet nieświadomie. (...)

To przecież za sprawą wyobraźni Soszyński oddaje hołd postaciom dla historii wojny znaczącym, a jednak z obowiązującej narracji wypartym. Mowa oczywiście o Teofilu Kosińskim, obozowym więźniu, kochanku niemieckiego żołnierza, Josefie Kohoucie, ocalałym z Zagłady homoseksualiście, szerzej znanym z książki Mężczyźni z różowym trójkątem Heiza Hegera, a także Sylwinie Rubinsteinie, Żydzie, tancerzu flamenco, który przebrany za nieżyjącą siostrę walczył z nazistami. Ta święta-wyklęta trójca zostaje umieszczona w Krainie Oz wśród takich postaci jak latające małpy czy Faun, a fantazja sprowadza historię na irracjonalną ścieżkę. I słusznie, bo Soszyńskiemu nie chodzi o powielanie historycznych narracji, a raczej o wypełnianie ich wyobraźnią.

Cała recenzja dostępna jest na portalu czasopisma "Didaskalia".