Wobec ojców przegrywów – bez kasy i bez klasy – i zmęczonych matek najważniejszymi wartościami stały się łatwe zarobki, sława, seks. Wszystko można znaleźć w internecie. Tu młodzi mężczyźni czują się bezpiecznie - pisze Anna Konieczyńska z "Vogue.pl" o książce Elżbiety Turlej "F*ck, fame & game".

Na potrzeby książki reportażystka "Newsweeka" spotkała się z najdziwniejszymi typami – rycerzem Chrystusa wierzącym, że uczestniczki Czarnego Marszu to czarownice, z których trzeba wyplenić szatana, bohaterem "Warsaw Shore", dziś włodarzem Fame MMA, seksoholikiem uzależnionym od Grindra i… bywalcem "forum dla rzeźników", który lubi widok obdzieranych ze skóry zwierząt. (...)

– Umawiając się na rozmowy z moimi bohaterami, nie wiedziałam, że będą mieli wspólny mianownik. Okazało się, że łączy ich brak taty – niektórych matki wychowały samodzielnie, w innych domach ojcowie wyjechali za pracą za granicę, w jeszcze innych byli niedostępni emocjonalnie – tłumaczy Turlej. – Ale wiesz, nawet gdyby ojcowie byli ważną figurą w życiu tych chłopców, to jakie wzorce by im przekazali? Z pewnością nieaktualne, nieprzystające do rzeczywistości. Sami przecież zostali wychowani w posłuszeństwie wobec poprzedniego systemu. Gdy chcieli czegoś więcej, ich kręgosłupy były łamane. Moi bohaterowie o ojcach mówili jako o przegrywach, bo nie odnaleźli się w nowej rzeczywistości – nie mieli pracy albo ją stracili, w efekcie znaleźli się na obrzeżach przemian społecznych. A przecież posiadanie ojca przegrywa nie jest powodem do dumy. Dlatego teraz chłopcy nie wiedzą, jak prosić o pomoc i jak okazywać uczucia. Nauczono ich, że są sami – opowiada Turlej. Matki też nie są punktem odniesienia. – Matki są zawiedzione mężczyznami – i mężami, i synami. A ci młodzi mężczyźni uważają, że męskość to dystansowanie się wobec wszystkiego, co kobiece – dodaje autorka. (...)

Bohaterowie spowiadali się z krępujących fetyszy, drobnych oszustw i najgłębszych kompleksów. – Otwierali się przede mną, bo traktowali mnie jak przybyszkę z innego świata. Mam 55 lat, dla nich byłam niczym niegroźna ciocia. Nie bali się mojej oceny ani odrzucenia. Gdy wysłałam im książkę, nie odezwali się. Bo nic nie czytają. Właściwie w ogóle nie są zainteresowani światem. Pozamykali się w swoich bańkach. Okopali się, zabetonowali na nowe. I do pewnego stopnia są szczęśliwi – mówi Turlej. – Ale współczuję im. Chciałabym im powiedzieć, że nie muszą sięgać po archaiczne wzorce. Mogą cieszyć się życiem, wchodzić w relacje, być twórcami, a nie wyznawcami. Podążając za fałszywymi bogami, pozbyli się odpowiedzialności. Nie mają przywódców, tylko idoli – dodaje autorka. (...)

Cały tekst do przeczytania na "Vogue.pl".

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.