Są książki, które zmieniają życie. To jest dla mnie taka książka

„Praca bez sensu” dała mi przynajmniej tyle, co dotychczasowa terapia. Na pewno jest terapii świetnym uzupełnieniem. Po raz pierwszy od lat czuję się ze swoimi wyborami i odczuciami dobrze. Jesteśmy czymś więcej niż naszą pracą. I ja, po raz pierwszy od dawna, w końcu w to uwierzyłam. I cieszę się każdym momentem, kiedy nie muszę pracować. Bo to może się kiedyś skończyć.
O książce Davida Graebera „Praca bez sensu” pisze Marta Dziok - Kaczyńska, autorka bloga Riennahera.
Wiele lat myślałam, że jestem jakaś nienormalna, rozwydrzona, egzaltowana, mam zbyt wielkie ego, ponieważ zdecydowana większość prac, które miałam okazję wykonywać, wydawała mi się bezsensowna. A im lepiej płatna, tym bardziej. Na studiach pracowałam kilka miesięcy w barze kanapkowym i w sex shopie i, paradoksalnie, były to prace sensowne. Miały nudne i nieprzyjemne elementy, miały momenty, z którymi się nie zgadzałam i inaczej bym urządziła pracę będąc właścicielką, ale transakcja była prosta. (...)
A potem trafiłam do BIURA. Takiego BIURA z prawdziwego zdarzenia. I moje życie legło w gruzach.
To znaczy wcale nie, ponieważ miałam stałą pensję, awansy, zmiany pracy, więcej pensji, kolejne awansy, osiągnięcia, premie, szacunek pracodawcy i klientów. Tyle, że codziennie czułam, że jeśli mój zawód i moi pracodawcy przestaliby istnieć, nikt na świecie by tego nie odczuł. Że moje wysiłki i tak są bez sensu, bo to czy w następnym wydaniu pisma będzie jedna reklama więcej lub mniej nie obchodzi nikogo poza moją bezpośrednią przełożoną i jej przełożonym, który lubi robić raporty. (...)
Postęp technologiczny powinien spowodować, że pracujemy coraz mniej, a nie, że jesteśmy coraz gorzej opłacani. Sprowadza się to do tego, o czym Graeber pisze na samym początku książki. 1% ludzkości, który rządzi światem, bardziej na rękę jest istnienie prawników korporacyjnych niż poetów. Populacja, która zarzyna się w pracy, nie ma czasu na kombinowanie i myślenie. Jednocześnie, aby wyżyć z pracy opartej na wartościach (sztuka, pisanie, aktywizm – potrzeba coraz częściej być częścią liberalnej elity.
Gdyby zniknęły wszystkie te zawody, na których polegaliśmy przez ostatnie miesiące pandemii, świat załamałby się i zginął marnie. Gdyby zniknęli pisarze, muzycy, wszelkiego sortu artyści – byłby na pewno o wiele smutniejszym miejscem. Gdyby zniknęli sprzedawcy reklam, marketingowcy, SPRZEDAWCY REKLAM (jak ja…), bankierzy od funduszy inwestycyjnych, prawnicy korporacyjni…czyż nie byłby radośniejszym miejscem?
Całość wpisu poświęconego książce Davida Graebera, o której autorka pisze, że to jej książka roku, przeczytacie tutaj.