Judzińska przywołuje na świadków dokumenty i prowadzi narrację niezwykle szeroko, choć konsekwentnie zmierzając ku wyznaczonym sobie celom - pisze Wojciech Szot w recenzji książki "Po lewej stronie sali. Getto ławkowe w międzywojennym Wilnie".

Natalia Judzińska z pieczołowitością i niezwykłą wręcz skrupulatnością odtwarza nie tylko wydarzenia z początków 1937 roku, ale opisuje proces, którego wcale nie kulminacyjnym momentem, było wprowadzenie na uniwersytetach w II RP "getta ławkowego". Wszystko to zaczęło się bowiem dużo wcześniej, gdy ukształtowało się przekonanie, że Żydom przestrzeń należy wyznaczyć, uczynić ich "sublokatorami". Judzińska korzystając z tej metafory, którą wymyśliła przed laty Hanna Krall, pokazuje na czym polegało ustalanie relacji między dominującą większością, a mniejszością, która wcale się nie chciała dać zdominować. (...)

Przemoc antysemicką mamy zapoznaną, mówiąc wprost - przywykliśmy do jej istnienia i nas nie zaskakuje (choć jak przeczytacie Judzińską, to skala i uporczywe trwanie tej przemocy jednak was zadziwi, gwarantuję), więc łatwo w opowieści o niej ukryć fakt, że fatalnie traktowaliśmy po prostu wszystkich "nie swoich", sublokatorów. 

Druga sprawa, którą cenię u Judzińskiej to nie ukrywanie, że jest to książkach o nas współczesnych, będących często niemymi świadkami przemocy dziejącej się na polsko-białoruskiej granicy. Czy bierność nie jest współuczestnictwem? Judzińska wkłada kij w szprychy własnego środowiska, pokazując jak milczenie kadry akademickiej doprowadziło do jednego z najbardziej haniebnych epizodów w polskiej historii. I to jest bardzo cenne, zwłaszcza w książce, która była pierwotnie doktoratem.

Cały tekst dostępny jest na profilu FB Wojciecha Szota.