Queerowa wspólnota tworzy nie tylko przyszłość, ale też zajmuje się budowaniem własnych mitologii. Mit Soszki jest mitem, do którego wszyscy są zaproszeni - pisze Wojciech Szot w recenzji zbioru dramatów Pawła Soszyńskiego "Teo. Dramaty".

Ukazały się właśnie dramaty Pawła Soszyńskiego, autora trzech powieści, redaktora i recenzenta teatralnego. Człowieka, który w melancholii znajdował ironię, pisał - jak sam opowiadał - z miłości, a kamp i queer uważał za ratunek dla naszej poranionej wspólnoty. Soszyński wychodzi od opowieści o tragiczności losu do próby ujrzenia jej trajektorii z innej perspektywy. Posypując ją brokatem, dając jej kolor, radość i celebrując miłość. (...)

W swoich tekstach Soszyński - jak słusznie zauważa Witold Mrozek - z przymrużonymi oczami przygląda się Polsce. Jest to Polska umorusana węglowym pyłem i przysypana brokatem. Jak w najciekawszym dla mnie tekście z tej książki, czyli monodramie "Mary Poppers". Napisany w Wałbrzychu, o Wałbrzychu opowiada. O mieście, w którym mieszkają nie tylko węglokopy, ale i tworzy się queerowa wspólnota, "kwiat Wałbrzycha o płatkach miękkich". Bo, "kiedy w mieście gasły światła, rozświetlały się nad górami zorze, a kamienice wiły się jak syrenie ognie". Queerowa wspólnota w salonie trzyma się za ręce i patrzy, jak płonie miasto. (...)

Ale trzeba Soszyńskiego opowiadać Państwu i jego opowieści powielać, wydawać, przetwarzać, odtwarzać i wystawiać. Dlatego tak cieszę się na ten zbiór dramatów, które pokazują jaką filozofię istnienia wyznawał Autor. Przez bycie dla innych i z innymi. I przez opowiadanie historii na własnych zasadach, bez pytania o zgodę. 

Cały tekst do przeczytania na FB Wojciecha Szota.