Okładka może zmylić, jeśli nie zna się historii Jazz Jennings. Ot, kolejna książka o dziewczynce, która lubi kolor różowy, przebierać się za księżniczki i pływać z syrenim ogonem. I wszystko się zgadza, tylko, że Jazz urodziła się jako chłopiec. (...) Jednak "Mam na imię Jazz", choć zilustrowana w słodkich kolorach, nie lukruje: Jazz musiała znosić wyzwiska, ignorowanie. Wie, że jest inna, ale dla niej to znaczy „wyjątkowa". Czerpie z tego siłę.