Monika Ochędowska na łamach Dwutygodnika recenzuje najnowszą książkę Michała Zygmunta:

Zygmunt igra z polską mitologią w sposób znany, jak wspomniałam, z „Morfiny”, używając stroju warszawskiego powstańca do karnawałowej zabawy – chwała mu za to. Bezwstydnie podważa domyślny dla naszego narodu status ofiary, opisując wojnę z perspektywy biseksualnego Niemca (tytuł „Krew i honor” to motto Hitlerjugend), folksdojcza i kapitalisty, pomnażającego swój majątek bez względu na tragiczne okoliczności. Bergowie podążają za duchem czasów, sprzyjając tym, którzy aktualnie mają władzę. Jakub w czasie wojny ze względów wizerunkowych, ale przede wszystkim estetycznych (!) rezygnuje z wieloletniej przyjaźni z Żydami. W tym sensie nieprzypadkowe jest podobieństwo okładki książki Zygmunta do okładek bestsellerów Twardocha – „Krew i honor” to antyteza pięściarskiego maczyzmu, próba odebrania czasom przedwojennym ich bohaterskiego, maskulinistycznego charakteru.

Cały tekst można przeczytać tutaj.