Dziś w świecie IT dominują mężczyźni. Jednak na początku ery informatycznej - zanim jeszcze komputery stały się miliardowym biznesem - znaczącą rolę w rozwoju tej dziedziny odegrały kobiety. Kim były i co udało się im osiągnąć?  Dowiecie się czytając książkę oraz wywiad z autorką „Cyfrodziewczyn” - reportażu o pionierkach polskiego internetu. 

1. Czy o kobietach, dziewczynach, które zajmowały się programowaniem w latach 50. i 60. można powiedzieć, że były nerdami swoich czasów? 

Jeśli nerdem jest ktoś, kto fascynuje się nowymi technologiami - na pewno tak, choć część z nich stała się nimi trochę przez przypadek. Pierwsze programistki szły na studia matematyczne i tam dowiadywały się o specjalizacji „maszyny matematyczne”, na której uczyły się algorytmów, czyli de facto podstaw programowania. Ewa Kardymowicz czy Krystyna Pomaska, które w warszawskim Instytucie Maszyn Matematycznych brały udział m.in. w pracach nad pierwszym polskim językiem programowania SAKO - trafiły tam z ogłoszenia i początkowo same nie wiedziały, czym się będą zajmować. Informatyka już za chwilę miała stać się gałęzią przemysłu, głównie za sprawą zakładów Elwro we Wrocławiu i Era w Warszawie, ale do tego czasu były dziedziną nauki, młodą i niekoniecznie dochodową. Cyfrodziewczyny wchodziły więc na pionierski grunt, ale wszystkie bez wyjątku zakochały się w komputerach, więc tak, były nerdami. 

2. Co w PRL-u sprzyjało temu, że tak wiele kobiet mogło współtworzyć tę elitarną dziedzinę wiedzy - w przeciwieństwie do czasów współczesnych?

Własnie to, że nie tylko w PRL-u, ale na całym świecie był to sam początek ery informatycznej. Mało kto przewidywał, że komputery, będące wtedy po prostu maszynami do liczenia, będą kiedyś obecne w każdej dziedzinie życia, a informatyka stanie się przemysłem przynoszącym miliardowe dochody. Wcześni producenci komputerów potrzebowali ludzi, a osób z wykształceniem i umiejętnościami była na rynku garstka. Thanasis Kamburelis, genialny projektant i konstruktor maszyn z Elwro, w początkach działalności zakładu przyszedł na wydział matematyki Uniwersytetu Wrocławskiego i...zaproponował pracę całemu rocznikowi studentów. Nikt nie oglądał się na płeć - potrzebne były ręce, a przede wszystkim, mózgi, do pracy. Poza tym można śmiać się z hasła „kobiety na traktory”, ale w PRL-u - przy wielu niezaprzeczalnych wadach tamtego sytemu - promowano jednak aktywność zawodową kobiet, także w przemyśle. Dla moich bohaterek było oczywiste, że będą pracowały i same sobie wybiorą zawód. 

Cały wywiad dostępny w lipcowo-sierpniowym wydaniu magazynu Focus Historia