Renesans psychodelików wynika też z tego, że substancje te coraz częściej pojawiają się w filmach czy literaturze. Pisze o nich, chociażby, Olga Tokarczuk w "Empuzjonie" - mówi Maciej Lorenc, autor książki "Grzybobranie. Kulturowa historia psylocybiny", w reportażu Karoliny Rogaski dla tygodnika "Newsweek".

Według socjologa Macieja Lorenca, członka zarządu Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego i autora książki "Grzybobranie. Kulturowa historia psylocybiny", zmiany w podejściu do psylocybiny to m.in. efekt doniesień medialnych o badaniach naukowych dotyczących jej zastosowania w leczeniu depresji.

– To na tyle rozpowszechniona choroba, że każde remedium na nią wydaje się warte rozważenia. Psylocybina działa nieco krócej niż wiele innych psychodelików, takich jak LSD czy meskalina, więc jej użycie w terapii wymaga mniej czasu, dzięki czemu jest tańsze. Opiekun nie musi siedzieć z uczestnikiem sesji przez 8-10 godzin, jak ma to miejsce w przypadku LSD, a tylko przez 4-6 godzin – mówi Lorenc. – Renesans psychodelików wynika też z tego, że substancje te coraz częściej pojawiają się w filmach czy literaturze. Pisze o nich, chociażby, Olga Tokarczuk w "Empuzjonie". (...)

Lorenca cieszy, że zakończyła się era negatywnej propagandy wokół psylocybiny i innych psychodelików, którą zainicjowano na początku lat 70. w USA. Martwi go jednak, że ludzie zachwyceni ich działaniem zbyt rzadko wspominają o możliwych skutkach ubocznych. I nie zaznaczają, że nie są to substancje dla każdego.

– Nie można zagwarantować, że nie przytrafi nam się "bad trip". Część ludzi, którzy go doświadczyli, odczuwa długofalowe pogorszenie dobrostanu i żałuje przyjęcia psychodelików – podkreśla Lorenc.

Mówi, że u niektórych występuje HPPD, czyli zaburzenia postrzegania spowodowane halucynogenami. – Polega to na przewlekłym lub nawracającym odczuwaniu efektów, które przypominają działanie przyjętej substancji, ale utrzymują się przez długi czas po jej zniknięciu z organizmu. Efekty te często przybierają formę zaburzeń wzrokowych, np. smug za poruszającymi się obiektami – wyjaśnia Lorenc.

Cały tekst dostępny jest na stronie tygodnika "Newsweek".