Czesi próbowali przeżyć, a że czuli się słabi wobec Niemców, to stosowali mimikrę na zasadzie: będziemy udawać, że aprobujemy niemieckie panowanie, ale po cichu będziemy robić swoje - mówi Piotr M. Majewski, autor książki "Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami", w rozmowie z Andrzejem Brzezieckim z tygodnika "Newsweek".

Emil Hácha i generał Alois Eliáš byli kolaborantami, jeśli spojrzymy na nich zgodnie z dzisiejszymi kryteriami, ale to nie znaczy, że byli pozbawionymi uczuć narodowych wyrodkami. Mieli konserwatywne poglądy, byli wykształceni i uformowani w imperium Habsburgów. Znali doskonale język niemiecki i niemiecką kulturę. Po 1939 r. byli przeświadczeni, że niemiecka dominacja jest nieuchronna, więc trzeba się poświęcić i rozsądnie, łagodnie pokierować czeskim losem. Bali się, że w przeciwnym razie Niemcy sięgną po skończonych łajdaków. (…)

Naród - przynajmniej na początku - aprobował linię rządu protektoratu i poniekąd rozgrzeszał ich. W ten sposób kolaboracja właściwie przestawała być kolaboracją. Z drugiej strony Czesi po prostu przyjęli postawę wyczekującą: zapalmy Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek i poczekajmy co się wydarzy. (…)

Dziś wiemy, że Czesi przeszli wojnę suchą stopą, ale wtedy nikt nie mógł tego przewidzieć. Z punktu widzenia czeskiego patrioty jesienią 1941 r. perspektywy wydawały się ponure. Kraj był spacyfikowany, rząd współpracował z Niemcami, którzy na wszystkich frontach odnosili zwycięstwa, a kontrolę nad Protektoratem objął właśnie bezlitosny Heydrich… Nie wiadomo wówczas było, że klęska III Rzeszy będzie totalna. (…)

Cała rozmowa dostępna w tygodniku "Newsweek" (7/2022).

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.