Marta Abramowicz w rozmowie z Martyną Trykozko dla "Enter the ROOM" (13.03.2016) o reportażu Zakonnice odchodzą po cichu.

"Jedną z rzeczy, które zwróciły moją uwagę, było bardzo radykalne odcinanie się obecnych sióstr, szczególnie przełożonych, od tych, które odeszły. W książce jest wypowiedź przełożonej, siostry Nikodemy, która nie wyobraża sobie książki, w której pojawią się obok siebie byłe i obecne zakonnice. Dlaczego dochodzi do aż takiej separacji?

Te siostry, które odeszły, są często traktowane tak, jakby zdradziły zakon, nie godzi się o nich mówić. Z kolei rozmawiałam z dwiema siostrami, które swój nowicjat spędziły w zakonach we Francji i ich doświadczenie było inne – odeszły w pokoju i do teraz utrzymują kontakt ze swoim zgromadzeniem. A moje bohaterki z polskich zakonów opowiadały mi o tym, jak siostry przechodziły na drugą stronę ulicy, nie chciały z nimi rozmawiać, nie mogły się z nikim pożegnać. Ta niemożność pożegnania się jest bardzo trudna i dla tej, która odchodzi, i dla tych, które zostają. One przeżyły z tą siostrą kilka lub kilkanaście lat, znają ją i, co najważniejsze, czasami uważają ją nawet za bardziej wierzącą, za lepszą zakonnicę niż same siebie. Wtedy rodzi się w nich pytanie: jeśli ona odeszła, to ze mną?

Ale skąd się bierze to odcinanie się i niechęć do odchodzących sióstr?

Ja tego nie wiem, mogę tylko ze swojej wiedzy psychologicznej powiedzieć, że prawdopodobnie wynika to z potrzeby utrzymania spójności grupy, jedności systemu. Odchodząca siostra konfrontuje z faktem, że coś jest nie tak. Dlatego najłatwiej powiedzieć o niej, że jest niedojrzała, w ogóle się nie nadawała do życia zakonnego i wymazać ją z pamięci. (...)

Jakie reakcje jak na razie wywołuje książka?

Poza siostrami odzywają się do mnie też byli księża i zakonnicy, piszą, że to również dla nich bardzo ważna książka, ale że przepaść między męskimi a żeńskimi zakonami jest ogromna. Piszą do mnie rodziny zakonnic – zarówno byłych, jak i obecnych – które niepokoją się o swoją córkę czy kuzynkę."