Daniel Passent recenzuje Ulicę Cioci Oli w „Polityce” (nr 13/2013).

Jak znam moją kochaną redakcję, to na okładce znów będzie święty obrazek, a ten felieton zakłóca atmosferę Wielkanocy, ale niech tam - odrobina pluralizmu nie zaszkodzi. Na Czerniakowie, tam gdzie „boso, ale w ostrogach" przechadzał się Stanisław Grzesiuk, była sobie uliczka Heleny Kozłowskiej. Niewielka to jest uliczka, stoi na niej tylko jeden domek, ale i to raziło IPN oraz radnych PiS, którzy uznali, że nazwa uliczki „jest formą szacunku dla ideologii komunistycznej i jej reprezentantów", i przeznaczyli ją do zmiany. Inicjatywa IPN i radnej Olgi Johann (PiS) miała jeden nieoczekiwany i dobry skutek. Aleksandra Domańska, wnuczka Kozłowskiej, reżyserka, scenarzystka, eseistka, zainteresowała się losem swojej babci, postanowiła znaleźć odpowiedź na dwa pytania: Dlaczego babcia zasłużyła na „własną" uliczkę w PRL i co takiego zrobiła, że w wolnej Polsce ta uliczka została jej odebrana? W rezultacie tych poszukiwań powstała bardzo dobra książka Ulica Cioci Oli (Wydawnictwo Krytyki Politycznej) - wymarzona lektura dla lustratorów do trzeciego pokolenia, dzieci i wnuków KPP-owców, ze szczególnym uwzględnieniem żydokomuny, a także dla czytelników poszukujących odpowiedzi na takie pytania, jak: Jak można było zostać komunistą? Czy „oni" wiedzieli o wielkich czystkach i zbrodniach Stalina? Kim byli - patriotami czy zdrajcami? Polakami? Rosjanami? Żydami? Jak młodzieńczy bunt po pierwszej wojnie światowej przekształcił się w partyjny konformizm w PRL? Jak dawni więźniowie sumienia mogli skazywać niewinnych ludzi? Jak idealizm zmienił się w cynizm?

Zamów książkę w promocyjnej cenie w Księgarni KP.