Prof. Marcin Kula pisze w "Zdaniu" o książce "Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej" Joanny Ostrowskiej.

Przy lekturze recenzowanej książki zainteresowała mnie, nie po raz pierwszy, swoista obsesja seksualna i kult męskości wśród hitlerowców. Jeżeli nie iść w kierunku chyba mało realistycznego myślenia, że wszyscy hitlerowcy odczuwali potrzebę samoutwierdzania się jako mężczyźni, to pozostaje podejrzewać, że był to element szerszego kultu siły, „rycerskich” podbojów, dumy z dojścia niemieckiego marszałka pod Moskwę, złamanej dumy z niemieckiego marszałka, który miał polec na przedpolach Stalingradu (a on, mięczak, poddał się). (…)  Zastanawia mnie, czy w wypadku hitleryzmu to nie był bunt przeciwko kulturze mieszczańskiej. Niemiecki faszyzm był bardzo dwoisty z tego punktu widzenia. Był mieszczański, a zarazem wywracał mnóstwo rzeczy „do góry nogami” (…)

W koncepcji hitlerowskiej społeczeństwo miało być jednolite – a zatem „nie można było” tolerować odmienności w kwestii seksualnej, czyli w samej istocie, w jądrze jąder życia społecznego. Może przeciw homoseksualistom działał stereotyp, że to przypadłość arystokracji, artystów, zwariowanych inteligentów – a Niemcy mieli przecież być ludem pracującym, uśrednionym. Niemców miało być jak najwięcej – a ze stosunków homoseksualnych nikt się nie urodzi (…)

Smętnie ciekawe jest poparcie ludzi dla akcji hitlerowskiej. Oczywiście listów, kierowanych do władz niemieckich przez rodziny uwięzionych homoseksualistów, nie można traktować dosłownie. Gdy chciano wyciągnąć kogoś z obozu, czy choćby dostarczyć mu coś potrzebnego, to w takiej prośbie trzeba było najpierw go potępić, a potem odciąć się od niego. (… ) Niemniej jednak w licznie cytowanych przez autorkę listach (pochwalam wykorzystanie!) robi wrażenie wątek, że taki homoseksualista skompromitował rodzinę. Pojawia się nawet powojenny wypadek, gdy matka zabitego nie chce o nim słyszeć od przybyłego towarzysza obozowego życia, gdyż syn był… (tu następują okropne określenia). Skompromitował rodzinę, a Führer – mówi - miał rację, kiedy robił porządek z takimi.

(...). 

Dobrze, że się ukazała – dla zawartej w niej wiedzy, dla upublicznienia rezultatów mrówczych badań, a także jako przyczynek, może wręcz drożdże, dla potencjalnej dyskusji różnych szerokich spraw.

Więcej o książce tutaj