Myśliwi wymachują nam przed oczami szkodami łowieckimi niczym wielkim sztandarem, tymczasem nie jest to nawet proporczyk
Polowań trzeba zakazać w dwa lata, twierdzi Zenon Kruczyński, autor "Ilustrowanego Samouczka Antymyśliwskiego" w rozmowie z Robertem Jurszą opublikowanej na łamach Gazety Wyborczej.
Czy polowania mają jeszcze jakiś sens w XXI w.? To jedno z najważniejszych pytań dotyczących ochrony przyrody w Polsce i na świecie.
Robert Jurszo: Gdybyś kiedykolwiek został ministrem środowiska, to jaka byłaby twoja pierwsza decyzja dotycząca łowiectwa?
Zenon Kruczyński: Zakomunikowałbym myśliwym i leśnikom (bardzo wielu funkcyjnych leśników poluje), że za dwa lata nieodwołalnie kończymy w Polsce z polowaniami. Ten dwuletni okres byłby po to, aby ludzie zabijający dzikie zwierzęta oswoili się z perspektywą i mieli czas, by zapoznać się ze wszystkimi argumentami, przede wszystkim z humanistycznymi i ekonomicznymi, które mamy, świadczącymi przeciwko zabijaniu dzikich zwierząt. Dzięki temu jako pierwsze europejskie państwo dołączylibyśmy do grupy kilku krajów na świecie, które całkowicie zrezygnowały z łowiectwa – Kenii, Kolumbii, Kostaryki, Botswany i Kantonu Genewskiego w Szwajcarii. Zamiast na marnotrawne łowiectwo kraje te postawiły na gałąź gospodarki wagi ciężkiej, wręcz ekonomiczną żyłę złota – na turystykę przyrodniczą. Myślistwo wyniszcza cenne zasoby przyrodnicze, bo opiera się na zabijaniu. Nie da się rozsądnie pogodzić dwóch aż tak sprzecznych żywiołów: ożywczego, uzdrawiającego kontaktu z przyrodą i maczystowskiego zabijania.
RJ: Już słyszę głosy sprzeciwu leśników, myśliwych i rolników: "A co ze szkodami od dzikich zwierząt? Przecież zjedzą wszystko na polach!".
ZK: Te dwa lata byłyby również po to, aby przygotować na poziomie kraju rzetelny, finansowy mechanizm odszkodowawczy dla rolnictwa. Powinien być zorganizowany tak, by rolnicy dostawali uczciwy zwrot za każdego zjedzonego przez zwierzynę kartofla - to należy się bezdyskusyjnie, to po prostu kwestia przyzwoitości. Zresztą problem szkód rolnych spowodowanych przez zwierzynę jest manipulacyjnie fetyszyzowany. Myśliwi wymachują nam przed oczami szkodami łowieckimi niczym wielkim sztandarem, tymczasem nie jest to nawet proporczyk.
RJ: Dlaczego?
ZK: W ostatnich dziesięciu latach szkody łowieckie wynosiły średnio 68,2 mln zł rocznie, w przeliczeniu na jednego obywatela wychodzi po 1,8 zł na rok. Można kupić za te pieniądze nieco ponad kilogram ziemniaków, może wystarczyłoby na jeden ulgowy bilet na przejazd komunikacją miejską.
Cały wywiad przeczytacie na stronie Gazety Wyborczej.