„Lista”, dziennik Andy Rottenberg pisany w pierwszej połowie 2005 roku, to trochę kronika życia kulturalnego, a bardziej – opowieść o życiu w ogóle. Przede wszystkim jednak to studium nadchodzącego mroku. Książka przy okazji przypomina czasy, nie tak przecież odległe, gdy prawie wszystko było inaczej.

„Lista” to również opowieść o (względnie) zwykłym życiu. O mocowaniu i zrywaniu rodzinnych więzów, krzątaninie, starzeniu się, kotach. No bo też na nic byłoby całe to publiczne życie, którego stale trzeba doglądać i strzec przed zapadnięciem mroku, gdyby nie prywatność. 

„Po co się tak kręcić po świecie? Po co ta codzienna bieganina? Czy to nie wszystko jedno, czym się w życiu zajmujemy? Przecież jesteśmy na świecie tak krótko” – zastanawia się w którymś momencie Rottenberg.

Dlatego warto czytać dzienniki. W nich splata się bowiem prywatne z publicznym. I ukazuje sens.