Autorka przybliża także funkcjonowanie instytucji, które – przynajmniej z założenia – miały pomagać pracownicom seksualnym w powrocie na drogę cnoty. Panowały w nich surowe zasady: modlitwa, izolacja, stygmatyzacja, także za pomocą stroju. No i praca – najczęściej przymusowa nauka szycia. A przecież gdyby z szycia dało się wyżyć, to krawcowe i szwaczki nie zostawałyby prostytutkami - o książce Alicji Urbanik-Kopeć, "Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu", pisze Joanna Banaś w magazynie "Ale Historia".

Dr Alicja Urbanik-Kopeć, kulturoznawczyni i badaczka literatury i kultury polskiej XIX w., w swojej trzeciej książce poświęconej losom kobiet z tego okresu zajęła się pracownicami seksualnymi. Autorka opowiada o nich na podstawie manifestów i broszur edukacyjnych, wspomnień i czasopism. Sięga także po utwory literackie, osadzając fikcyjne opowieści w historycznej prawdzie opartej na danych statystycznych. (…)

Określenie „prostytutka" było straszakiem wobec kobiet, które podejmowały pracę w mieście. Oznaczało bliżej nieokreślony upadek – moralny i społeczny. Stąd ostrzeżenia: uważaj, dokąd idziesz, z kim rozmawiasz, do kogo się uśmiechasz. „A tak naprawdę – uważaj, czy twoje zachowanie zgodne jest z kulturowym wzorcem kobiecości pobożnej, potulnej, czystej i zamkniętej w domu. Bo jeśli nie, poniesiesz surową karę" – pisze autorka.

Prasa pisała o dziewczynach „utrzymujących się z własnych środków", sugerując, że ich oficjalna praca jest tylko przykrywką dla pracy seksualnej. Robotnica nieustannie była posądzana o uprawianie prostytucji, dlatego podlegała permanentnej inwigilacji. Specjalny Komitet Lekarsko-Policyjny zbierał informacje z kawiarni, hoteli, spelunek i parków. Dozorcy domów obserwowali kobiety mieszkające samotnie. Podejrzane były kolorowe suknie, głośny śmiech, późne powroty do domu.

Tytuł książki „Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu" to cytat z odpowiedzi duchownego i społecznika Antoniego Wysłoucha (wł. Izydora Kajetana Wysłoucha, 1869-1937) na opublikowaną w ówczesnej gazecie skargę czytelnika na zachowanie kobiet, które „chodzą sobie po ulicy tam i z powrotem" i „mizdrzą się do przechodniów". (…)

Autorka przybliża także funkcjonowanie instytucji, które – przynajmniej z założenia – miały pomagać pracownicom seksualnym w powrocie na drogę cnoty. Panowały w nich surowe zasady: modlitwa, izolacja, stygmatyzacja, także za pomocą stroju. No i praca – najczęściej przymusowa nauka szycia. A przecież gdyby z szycia dało się wyżyć, to krawcowe i szwaczki nie zostawałyby prostytutkami. Nic dziwnego, że pensjonariuszki tych placówek buntowały się: niszczyły sprzęty, symulowały choroby i okaleczały się, a nawet atakowały zajmujące się nimi zakonnice. (…)

Cały tekst do przeczytania na stronie magazynu "Ale historia".

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.