Historia związana z układem monachijskim z 1938 roku jest nad wyraz uniwersalna. To anatomia kryzysu międzynarodowego, wydarzyło się wówczas mnóstwo rzeczy, które dzieją się wciąż, także dzisiaj i to w bardzo różnych konfiguracjach. To także doskonałe obnażenie dość typowych postaw polityków. Jedni brutalnie dążą do osiągnięcia celu, który sobie postawili, inni się wahają, szukają mniejszego zła, jeszcze innych zmusza się do ustępstw wbrew ich woli i skazuje na klęskę - twierdzi autor nominowanej do tegorocznej Nagrody Nike książki „Kiedy wybuchnie wojna. 1938. Studium kryzysu” - Piotr M. Majewski. 

Michał Nogaś: „Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu” to książka o zdradzie.

Piotr M. Majewski: Tak.

MN: Jak do niej doszło? Dlaczego czołowi politycy europejscy zdradzili Czechosłowację i oddali ją Hitlerowi?

PMM: Do tej zdrady doszło, powiedziałbym, nieco z zaskoczenia. Czechosłowacja była państwem, którego sojusznicy nie powinni byli zdradzić, była wobec nich bardzo lojalna.  W przeciwieństwie do Polski, o którą później zdecydowali się walczyć, nie była dzieckiem krnąbrnym, raczej bardzo posłusznym. Utrzymywała system demokratyczny, właściwie jako ostatnia w rejonie nie kłóciła się spektakularnie z Zachodem, miała dobre relacje ze Związkiem Radzieckim. (…)

MN: Polska, mówiąc delikatnie, też nie stanęła w obronie Czechosłowacji...

PMM: Tu sytuacja była nieco inna. Polacy nigdy nie definiowali się jako sojusznicy Czechosłowacji, zresztą vice versa. Wiele było pomiędzy naszymi krajami uprzedzeń, mało kto w Warszawie zdawał sobie sprawę z faktu, że w zasadzie jechaliśmy na tym samym wózku. Przeważała raczej dość cyniczna kalkulacja, że jeśli Czechów rzuci się Niemcom na pożarcie, to Polska jedynie na tym zyska. Bo, wiadomo, Hitler to Austriak, można pozwolić mu załatwić to, co dla niego istotne, czyli Anschluss, a następnie Sudety, i on na pewno da nam spokój.

Było w tym coś w rodzaju schadenfreude, bo przecież nad Wisłą dominowała w tym czasie narracja, że Czechosłowacja to dziwne, sezonowe państwo, że ci „pepicy” nigdy nie byli nam jakoś specjalnie bliscy, cóż nam więc do tego, że im się to niewielkie państwo rozpadnie? 

Całość wywiadu na stronie wyborcza.pl