Dorota Witt rozmawia z Mają Staśko i Patrycją Wieczorkiewicz, autorkami książki "Gwałt polski" dla "Expressu Bydgoskiego":

Wszystkie te osoby chciały rozmawiać, miały potrzebę opowiedzenia, czego doświadczyły. Wiele razy usłyszałyśmy, że ulgę daje nie tylko sama możliwość powiedzenia o swojej krzywdzie, ale też poczucie, że to, iż się otworzyły, może pomóc innym, które i którzy doświadczyli gwałtu. Bo pokazuje im, że nie są same, że mają prawo czuć to, co akurat czują, mają prawo zachowywać się po gwałcie tak, jak się zachowują. Że mogą szukać wsparcia w organizacjach pomocowych. To poczucie pomagania innym daje naszym bohaterkom i bohaterowi dużo siły. Choć nie ma co ukrywać, że i dla nich, i dla nas te rozmowy były niezwykle trudne, bardzo obciążające (...).

Każdej osobie dałyśmy możliwość opowiedzenia o gwałcie w taki sposób, w jaki chciała. Niektóre wystąpiły pod swoim nazwiskiem, pokazały twarz, inne poprosiły o podanie fikcyjnego imienia, co w książce wyraźnie zaznaczamy. Niektóre opisy przemocy są do bólu szczegółowe, inne oględne, bo osoba wolała skupić się np. na tym, co wydarzyło się po gwałcie, jak została potraktowana przez policję, jak reagowali bliscy albo jak gwałciciel dręczył ją po akcie przemocy (...).

Trzeba zacząć od zmiany definicji gwałtu. Powinna być oparta na zgodzie lub jej braku. Teraz, by udowodnić gwałt, należy dowieść, że doszło do przemocy fizycznej, że sprawca posłużył się podstępem, groźbą. Tymczasem gwałt jest wtedy, gdy dochodzi do aktu seksualnego bez zgody jednej ze stron. 

Cały wywiad można przeczytać tutaj.

Książka do kupienia tutaj.