"Gównodziennikarstwo". Kiedy śmieciówka jest marzeniem - prawdziwe opowieści o polskich mediach
Autorka wie, o czym pisze — sama przez wiele lat pracowała w taki sposób. Z upodlającego kieratu uciekła w ostatniej chwili przed zbliżającym się niechybnie załamaniem - pisze Przemysław Gulda w recenzji książki "Gównodziennikarstwo" w "Wysokich Obcasach".
Jaki jest dzisiejszy stereotyp dziennikarza czy dziennikarki? Ten najważniejszy to obraz wielkiej gwiazdy mediów, która jednym artykułem czy audycją obala rządy i tworzy nowe hierarchie, na co dzień obraca się w najwyższych kręgach państwa, opływa w luksusy i splendor. Tomasz Lis i Monika Olejnik - to idealne ucieleśnienie tych fantazji.
Książka "Gównodziennikarstwo" Pauliny Januszewskiej znakomicie realizuje dwa zadania. Po pierwsze: uświadamia, że — owszem — są takie osoby. Jest ich kilka. Można je policzyć na palcach obu rąk. I myślenie, że tak wygląda ten zawód to — posługując się retoryką z tytułu książki — gówno prawda.
Bo prawda o tym zawodzie jest zupełnie inna. Prawda to tysiące — choć po ostatnich zwolnieniach grupowych i z kolejnymi potężnymi redukcjami w bliskiej perspektywie, wkrótce będą to raczej setki — osób, produkujących hurtowo ogromne ilości nikomu, zdaje się, niepotrzebnych tekstów, w skandalicznych warunkach, za upokarzające pieniądze. (…)
Jakie dramaty opisuje Januszewska? Trochę ich się w jej książce zebrało. Pisze o przeciążeniu pracą — warunki ekonomiczne i organizacyjne, związane z funkcjonowaniem redakcji, zmuszają "gównodziennikarzy" i "gównodziennikarki" do generowania kilku tekstów dziennie, a każdy z nich wymaga przecież wielu godzin pracy. Pisze o tym, że duża część tej pracy odbywa się w nietypowych godzinach, trudnych do pogodzenia z życiem rodzinnym czy towarzyskim. Pisze o napięciach wewnątrz redakcji: między "gwiazdami" a tymi od "generowania contentu", między szefostwem a zwykłymi pracownikami, a także — co najbardziej bolesne: między patriarchalnymi, dobrze ustawionymi facetami i młodymi dziewczynami, trafiającymi dopiero do zawodu, którym mówi się, że lepszą pozycję w środowisku mogą zdobyć tylko i wyłącznie "przez łóżko". Pisze też o całkowitym upadku mediów lokalnych, pozbawionych możliwości zarabiania, uzależnianych coraz bardziej przez lokalne władze, nie lubiące, żeby media patrzyły im na ręce. (…)
Po tym wyliczeniu może się wydawać, że ta książka to ponury katalog dramatów, problemów i porażek. Poniekąd tak jest, ale Januszewska, było nie było: doświadczona dziennikarka, która styl ćwiczyła przez wiele lat pracy w redakcji wie, jak opowiadać o trudnych sprawach w przystępny sposób. Jej książka ma mocny rytm, napisana jest z biglem i wyrazistym poczuciem humoru. Nawet najtrudniejsze opowieści autorka potrafi skwitować gorzkim, ironicznym, ale na swój sposób zabawnym komentarzem.
Cała rozmowa dostępna jest na stronie "Wysokich Obcasów".