To było ponad dwadzieścia lat temu. Pierwsze wakacje w Hiszpanii i rozgrzane do białości puste ulice. Pierwsze zetknięcie z lipcowym upałem, który potrafi odebrać oddech, oblepić ciało, wymęczyć – nawet jeśli się nie ruszam. Ból głowy od nadmiaru słońca. I odkrycie, które dla kogoś z kraju na wiecznym dorobku było objawieniem: tu każdy może wejść do kawiarni czy restauracji i poprosić o szklankę wody z kranu. Nie trzeba nic zamawiać, za nic nie trzeba płacić. Jakbym znalazła się w równoległej rzeczywistości, w której nie istnieje słowo "brak". Woda należy się każdemu i każdy ma do niej prawo  – pisze Katarzyna Boni w magazynie "Vogue".

Dziś i w naszych kranach woda jest zdatna do picia, choć nie w każdej kawiarni czy restauracji podadzą ją nam za darmo. "Woda stała się cieczą codziennego użytku, która leci z kranu. Substancją powszednią, oczywistą i przezroczystą" – pisze aktywista, działacz społeczny i publicysta Jan Mencwel w wydanej w zeszłym roku książce "Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać". 

A przecież wody nie wytwarzamy w laboratoriach. Czerpiemy z tego, co zostało w naszej atmosferze po zderzeniach z kosmosem cztery i pół miliarda lat temu. Co więcej, czerpiemy zaledwie z 1 proc., bo tylko tyle ogółu wody stanowią wody gruntowe i powierzchniowe. 2 proc. ziemskiej wody uwięzione jest w lodowcach. Reszta – 97 proc.! – to woda słona, niezdatna do picia. "W Polsce 70 proc. wód czerpiemy z zasobów podziemnych, a 30 proc. z wód powierzchniowych" – wyjaśnia Mencwel. "To, w jakim tempie te zasoby się odnawiają, zależy od warunków atmosferycznych na Ziemi. Choć może nam się wydawać, że wodę w kranie albo w butelce zawdzięczamy wyłącznie wytworom cywilizacji – rurom, pompom, filtrom i wodociągom – to w rzeczywistości nadal jesteśmy uzależnieni od potężnej naturalnej maszynerii, jaką jest obieg wody w przyrodzie. Kto z nas zdaje sobie z tego na co dzień sprawę?". I co zrobimy, jeśli wody w kranie nagle zabraknie?

[…] brak wody nie zawsze związany jest tylko i wyłączenie z kryzysem klimatycznym. Tak, kryzys klimatyczny to zalewanie i wysychanie jednocześnie, bo oprócz podnoszenia się poziomu mórz doprowadza do wysychania – rzeki tracą swoje źródła w górskich lodowcach. Do tego obniżają się wody gruntowe. Żeby dostać się do pitnej wody, musimy kopać coraz głębiej. Ale pustynnienie i coraz częstsze susze – i znane nam racjonowanie wody w kranach – to nie tylko kwestia ocieplającej się Ziemi, ale również źle rozumianej gospodarki wodnej. Właśnie o tym jest "Hydrozagadka" Mencwela.

Współzałożyciel stowarzyszenia Miasto Jest Nasze pokazuje, jak marnujemy naturalne bogactwo, ale jednocześnie niszczymy środowisko i narażamy własne życie. W Polsce ciągle pokutuje myśl, że cywilizacja oznacza rzeki zamknięte w betonowych korytach. I kiedy na świecie burzy się tamy i wydaje miliardy na renaturyzację, czyli przywrócenie rzekom ich pierwotnego biegu, to w Polsce – bogatej w dzikie i nieuregulowane rzeki – pieniądze wydaje się na budowanie kolejnych zapór na Wiśle i wciskanie rzek w betonowe koryta. A uregulowana rzeka wcale nie zmniejsza ryzyka powodzi – wręcz przeciwnie: ona je zwiększa! – rzeki tracą naturalne rozlewiska i szukają miejsc, w których mogą wylać nadmiar wody. [...] Zamiast wydawać kolejne miliardy na betonowe zbiorniki retencyjne, wystarczy inwestować w małą zieloną architekturę. I nawodnić to, co osuszone. Wilgotna – żywa – gleba zwróci nam to z nawiązką.

Cały artykuł przeczytacie w magazynie "Vogue".