Książka „Strażnicy fatum” Bożeny Keff jest odważna, bezkompromisowa i krytyczna wobec polskiej tradycji, a zwłaszcza wobec – polskiej narracji historycznej oraz silnie zakorzenionego antysemityzmu.

Poetka nie odpuszcza ani Władysławowi Bartoszewskiemu, ani Janowi Błońskiemu, ani Tadeuszowi Słobodziankowi, a i POLIN-owi oraz „Gazecie Wyborczej” ma kilka faktów do wypomnienia. Zaś winę Kościoła w kreowaniu stereotypu Żyda oraz propagandową rolę polskiego systemu edukacji uważa za oczywiste, apeluje – trzeba o tym mówić. Więc Keff mówi, jednocześnie niejednokrotnie przyznając, że kiedyś ona sama nie wiedziała, nikt jej nie nauczył, że – wbrew interpretacji Leszka Kołakowskiego – tragiczniejszy jest los Żydówki z opowiadania Zofii Nałkowskiej, umierającej przy torach kolejowych niż strzelającego do niej Polak. Wpojono nam przesuwanie akcentów tak, by nawet narracje krytyczne wobec postaw naszych rodaków podczas wojny naginać w taki sposób, by pasowały do wielkiej heroiczno-martyrologicznej historii Polaków.

Tymczasem Keff podważa „oficjalną” narrację o Zagładzie. Czyni to w sposób niewygodny, bo przecież – o zmarłych źle się nie mówi, cierpienia się nie porównuje ani nie podważa, a w ogóle to „co my zrobilibyśmy w tamtym czasie”. Ale pisarce nie chodzi o to, by „szkalować” pamięć jednostek, lecz by pokazać, jak zakorzeniony brak solidarności oraz antysemityzm doprowadziły do sytuacji, w której Polacy nie pomagali Żydom, bo bali się, że doniosą na nich rodacy. Pomagając „obcemu” sami staną się obcy, a przez to – wrodzy. Rolę tytułowych strażników fatum przypisali sobie Polacy, pilnując, by wiszące nad Żydami fatum śmierci dopełniło się. Wstrząsające, oburzające, poruszające, przykre? Keff zdecydowanie wyrywa ze sfery komfortu.

Recenzję można przeczytać na stronie empik.com.