Książka zachowuje optymizm wielkiej poprzedniczki, okraszając go rozważaniami, jak mądrze i skutecznie zabierać bogatym i dawać biednym bez użycia bagnetów - pisze Jerzy Rohoziński z portalu "Pulsar" o książce Thomasa Piketty'ego "Krótka historia równości".

Cóż, po kryzysie finansowym 2008 r. ludzie chętnie nadstawiali ucha na hasła „wyrównania nierówności”, „globalnego opodatkowania kapitału” itd. A tu proszę. Przychodzi taki, nie przynudza jak inni, nie upaja się liczbami i tabelami (co nie znaczy, że ich w ogóle nie zamieszcza), nie czyni fetyszem PKB. Rzuca się za to – jak nikt inny wcześniej – na rejestry podatkowe, przywdziewa ekonomię w szaty nauki społecznej, robi ciekawe wycieczki w kierunku historii, socjologii i nauk politycznych. Mało tego: sypie cytatami z Jane Austen i Balzaka (czyż słowo „weksel” nie było przypadkiem w pierwszej dziesiątce balzakowskiego wokabularza?). Jednak nie było to publicystyczne pięknoduchostwo: za rozważaniami stała największa historyczna baza danych na świecie – World Top Incomes Database. (...)

Zachodnia opinia publiczna (a przynajmniej jej znaczna część) mówi dziś Pikettym. I nie ma co się obrażać na rzeczywistość. Niech czytają go nasi decydenci, politycy, publicyści i piarowcy. Dlaczego nie mówić o reparacjach od Niemiec językiem profesora EHESS? Modna dekolonizacja? – proszę bardzo: dekolonizujmy Rosję i jej sowiecką mutację. Po napaści na Ukrainę Zachód odkrył wreszcie imperializm rosyjski i zaczyna o nim coraz głośniej mówić.

Cały tekst dostępny jest na stronie portalu "Pulsar".