Z dziesiątek, a może i setek miejskich rynków i parków wycięto drzewa i wyrwano trawę. Bo przecież równa, granitowa płyta jest bardziej elegancka. Tymczasem katastrofa klimatyczna zaczęła zamieniać je w rozgrzane patelnie. – Na drzewa żałujemy pieniędzy, a w tym samym czasie wydajemy miliony złotych na nowe technologie. Wystarczy, że pojawi się modne hasło smart – gorzko stwierdza Jan Mencwel, autor książki „Betonoza. Jak niszczy się polskie miasta”.

Mencwel odwiedza kolejne miasta, pokazując, że przeprowadzane modernizacje wcale nie ożywiają publicznych przestrzeni. Sprawdza, dlaczego w naszym kraju zalewanie rynku betonem nazywa się rewitalizacją. A przecież z łaciny „re-” połączone z „vita” to dosłownie „przywrócenie do życia”. W polskich miastach przynosi odwrotny efekt: zamarcia. Nikt bowiem nie chce spędzać czasu na rozgrzanym bruku, choćby był najpiękniejszy i kosztował miliony z unijnej dotacji.

I nawet to, że przez większość roku nie mamy w Polsce upałów, nie jest wytłumaczeniem dla takiej przebudowy. Bo gdy zmienia się pogoda, to odsłania się druga strona betonowego medalu. Wybrukowane place przyczyniają się do podtapiania miast w czasie intensywnych ulew. Takich codziennych bolączek wraz ze zmieniającym się klimatem będzie coraz więcej. I to do nich powinniśmy przygotowywać publiczne przestrzenie. Taki właśnie ton przebija z książki Mencwela. 

Autor opisując choroby trawiące polskie miasta, nie pozostawia nas bez recepty na ich uzdrowienie. Tyle że nie są to wcale pomysły na nowe, rewolucyjne technologie – tylko apel, by wrócić do natury. 

Wywiad z Janem Mencwelem przeczytacie tutaj