Musimy patrzeć na ręce władzom, rozglądać się wokół siebie: jakie decyzje są przez nie podejmowane co do ważnych miejsc takich jak chociażby rzeki, czy jakieś mokradła w naszej okolicy? - mówi Jan Mencwel, autor książki "Hydrozagadka", w wywiadzie dla "Zawsze Pomorze".

Rzeczywiście jest tak, że na Ziemi cały czas jest tyle samo wody. Brzmi to optymistycznie, bo można by pomyśleć, że ta woda będzie na pewno cały czas do naszej dyspozycji. Zmiany klimatu powodują jednak, że obieg wody w przyrodzie jest coraz bardziej zaburzony. Mamy okresy coraz większej suszy, kiedy deszcz nie pada, a następnie spada w bardzo gwałtownych nawałnicach. Same te nawałnice mogą być katastrofalne w skutkach, ale też nie zasilają gleby, wód podziemnych, w taki sposób, w jaki zasilałyby je regularnie padające deszcze. Druga rzecz, w przypadku Polski bardzo ważna, to brak pokrywy śnieżnej, a w każdym razie coraz mniejsza ilość zalegającego zimą śniegu. Te srogie, długie zimy, potem długie przedwiośnie, kiedy ten śnieg topniał, to była główna dostawa wody do polskiego krajobrazu, i to determinowało naszą sytuację wodną. Obecnie stopniowo to tracimy i musimy myśleć o tym, w jaki sposób to zastąpić. (...)

Trudno jest zmierzyć, kto większym stopniu nas pozbawia wody: zmiany klimatyczne, czy my sami naszymi decyzjami przyzwalającymi na różne procedery. Obie przyczyny są równie istotne, ale ta druga jest przed nami skutecznie ukrywana. W książce opisałem przykład z okolic Konina, gdzie właściwie cały region wysechł i wysycha nadal. Okazało się, że jest to efektem działalności odkrywkowych kopalni węgla brunatnego, położonych na tym terenie. Przez to powstały olbrzymie dziury w ziemi, do których spłynęła woda, a skąd potem została odpompowana do rzeki. To zmieniło układ wód gruntowych i obniżyło poziom wód w jeziorach w całej okolicy. Za oficjalną przyczynę podawano jednak przez długi czas zmiany klimatyczne. (...)

Wody Polskie to instytucja działająca w schemacie myślenia o gospodarce wodnej, który jest już niedzisiejszy, ale bardzo mocno zakorzeniony w polskiej tradycji. Sto lat temu mieliśmy problem, że wody było za dużo. Polskie błoto, o którym Napoleon swego czasu pisał, że to „piąty żywioł”, kojarzyło się z zacofaniem i rodziło kompleksy polskich elit, które próbowały dogonić Zachód przez osuszenie lub uregulowanie rzek. Uznawano to wówczas wręcz za cel rozwojowy, związany z uzyskaniem terenów pod zabudowę albo na cele rolne. I ten model jest do dzisiaj realizowany przez Wody Polskie. Kopie się rowy melioracyjne, prostuje rzeki w ramach tak zwanych prac utrzymaniowych, osusza mokradła, likwiduje działalność bobrów. Wydawanych jest na to wiele milionów złotych, a przy tym wpędza nas to w jeszcze większy kryzys wodny, zamiast nas niego ratować. (...)

Musimy patrzeć na ręce władzom, rozglądać się wokół siebie: jakie decyzje są przez nie podejmowane co do ważnych miejsc takich jak chociażby rzeki, czy jakieś mokradła w naszej okolicy? Zachęcam każdego do tego, żeby pomyślał nie tyle o tym, co sam może zrobić, żeby żyć ekologicznie, ale o tym jak może stać się częścią ruchu społecznego, który doprowadzi do zmian systemowych. Do uratowania dzikich rzek, natury, mokradeł, do odejścia od wydobywania węgla i tego typu negatywnych zjawisk, które opisałem w książce.

Cała rozmowa dostępna jest na stronie "Zawsze Pomorze".