Przywykliśmy do życia w pokoju, a teraz doceniamy, jaką on jest wartością. Że nie jest czymś danym na zawsze. Teraz lepiej rozumiemy historyków, którzy mówili, że to wojna jest normą, a pokój wyjątkiem, o który trzeba walczyć - mówi Jarosław Hrycak, współautor książki "Zrozumieć Ukrainę", w rozmowie z Wojciechem Szotem dla "Gazety Wyborczej".

Wszystko, co dotyczy Ukrainy, jest bardzo skomplikowane. Wśród Ukraińców nie ma poważnej dyskusji o Holocauście, dlatego że był stabuizowany w czasach sowieckich. Kończyłem wydział historyczny jeszcze za czasów Breżniewa i wiedziałem tylko, że Niemcy wymordowali Żydów, ale o skali, o tym, jak to wyglądało, nie miałem żadnego pojęcia. Przemilczenie było oficjalnym elementem polityki. Gdy pod koniec lat 80. zaczęła się ukazywać sowiecka wielotomowa encyklopedia Ukrainy, odbyło się spotkanie z kierownictwem partii, na którym wyraźnie powiedziano: żadnych wzmianek o Żydach. Ukraińcy wraz z niepodległością odziedziczyli amnezję tamtych czasów. I nie dotyczy to wyłącznie Holocaustu. (...)

Nie tylko piszę historię, ale też ją praktykuję. Byłem zaangażowany w pojednanie polsko-ukraińskie na początku XXI wieku i zażegnanie konfliktu wokół cmentarza Orląt Lwowskich. Konflikt o odbudowę cmentarza, na którym leżą Polacy broniący Lwowa przed ukraińskimi oddziałami w 1918 roku, trwał kilka lat, udało nam się jednak doprowadzić do tego, że 1 listopada 2001 roku odbyły się modlitwa ekumeniczna z udziałem przedstawicieli Kościołów rzymskokatolickiego i greckokatolickiego, a także spotkanie intelektualistów polskich i ukraińskich. Wzorowaliśmy się na słynnym „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie" skierowanym w 1965 roku przez polskich biskupów do hierarchów z Niemiec. O tym dziś już prawie nikt nie pamięta. (...)

Proszę mieć na uwadze, że pojednanie nigdy nie jest idealne, zawsze będzie coś utrudniającego pełne porozumienie. Lecz niezależnie od Wołynia proces trwa i idzie w dobrą stronę. Przecież bez niego nie byłoby tej niezwykłej w skali pomocy Polaków dla Ukraińców. (...)

Ukraińcy mogą walczyć między sobą, ale w sytuacji zewnętrznej agresji są bardzo zjednoczeni. I to nie jest niczym nowym. Tak było podczas wojen czeczeńskich, konfliktu z Rosją o wyspę Tuzła w 2003 roku czy wojny w Osetii Południowej. Podzielona wewnętrznie Ukraina nie oznacza słabej Ukrainy – tego nie przewidział Putin.

Pierwszy Majdan ugruntował jedność na osi Kijów – Lwów, po kolejnym i w pierwszej fazie wojny z Rosją dołączył Dniepr. Teraz ta linia została przedłużona o Odessę i Charków, miasta uchodzące za tradycyjnie bliższe rosyjskim interesom. Kiedyś Adam Michnik powiedział, że przyszłość Ukrainy jako części Europy zależy nie tylko od Lwowa i Kijowa, ale też od Charkowa i Odessy. Nie ma wątpliwości – pod rakietami Putina obydwa miasta wybierają Europę. (...)

Cała rozmowa dostępna jest na stronie "Gazety Wyborczej".