W książce jednak też piszę, że nie możemy od wszystkich wymagać, by byli na bieżąco z językiem, żeby nikt nigdy nie mylił pojęć. To się może zdarzyć, jak widzimy, że ktoś robi to nieintencjonalnie - warto po prostu zwrócić uwagę, niekoniecznie nawet publicznie - mówi Maja Heban, autorka książki "Godność, proszę", w rozmowie dla "Gazety Wyborczej". Premiera książki już w drugiej połowie maja!

Pisząc "Godność, proszę", ciągle zapominałam, że w ogóle zaplanowałam opowiedzieć o nadziei. Trudno o nią, gdy nagonka na osoby transpłciowe przybiera takie rozmiary, jakie w ostatnich miesiącach widać w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Od momentu, gdy podjęłam decyzję o napisaniu książki, wydarzyło się tak dużo, że mogłabym cały czas do niej dopisywać kolejne wydarzenia, refleksje czy oceny. Zamieniłabym ją w kronikę ataku, a jednak chciałam też powiedzieć osobom, które będą mnie czytać, że nawet w takich czasach można znaleźć przebłyski nadziei. (...)

Osobom transpłciowym często przypisuje się gniew, złość. Wystarczy, że publicznie powiemy, że czegoś potrzebujemy. Radykalni jesteśmy z definicji. Osoby aktywistyczne uważane są za agresywne, zaburzone jednostki, które chcą wszystkim mówić, jak mają myśleć i żyć. To jest tak silne, że jak ktoś mówi o mnie "aktywistka", to łapię się na tym, że jestem nieufna - obraża mnie czy nie. Jest w nas gniew, żal wymieszany z bezsilnością. (...)

W książce jednak też piszę, że nie możemy od wszystkich wymagać, by byli na bieżąco z językiem, żeby nikt nigdy nie mylił pojęć. To się może zdarzyć, jak widzimy, że ktoś robi to nieintencjonalnie - warto po prostu zwrócić uwagę, niekoniecznie nawet publicznie. To, że ktoś powie "zmiana płci", to znacznie mniejszy problem niż to, że oczekuje, że przed tranzycją przejdziemy wieloletnią obserwację. Także dlatego napisałam książkę - żeby zawrzeć w niej to, co powinny wiedzieć zarówno osoby transpłciowe, jak i osoby cis, a o co się nas po prostu nie pyta. To jest książka manifest. (...)

Fala transfobii, którą teraz obserwujemy we wszystkich krajach na świecie, związana jest częściowo z tym, że coraz częściej nas widać i coraz bardziej nasze głosy są słyszalne. To z jednej strony nagonka polityczna, bardzo wykalkulowana, z drugiej strony - strach biorący się z braku wiedzy, podsycany przez media, dla których jesteśmy ciekawym tematem.

Dylan Mulvaney, niezwykle popularna amerykańska transtiktokerka, wzięła udział w kampaniach reklamowych piwa i staników sportowych. W reakcji na te reklamy ludzie zaczęli wrzucać filmy, na których strzelają do puszek z piwem lub tną nożyczkami bieliznę reklamowanej przez nią marki. "Normalsi" chcą nas widzieć tylko na swoich zasadach - jako element "freak shows" lub bohaterów wzruszających historyjek, które często są odległe od codziennego życia. (...)

Dobrze by było, gdyby o naszych postulatach mówiło się nie tylko w momencie, gdy ktoś napisze transfobiczny tekst czy przeprowadzi manipulatywny wywiad. Był Sakowski, to teraz Heban w "Wyborczej". Zawsze jesteśmy ustawiani w kontrze, bo to atrakcyjne medialnie. Chcemy dyskusji o tym, co dla nas najważniejsze, a tymczasem nasze głosy są warte tyle samo, co głosy działaczy antytrans.

Chciałabym, żeby głośno wybrzmiały postulaty o ustawie o tranzycji i równości małżeńskiej. Potrzebujemy ustawy regulującej proces tranzycji, bo teraz każdy lekarz może prowadzić go po swojemu i stawiać wymagania według własnego widzimisię. Decyzyjność powinna należeć do osób trans, a rolą lekarzy powinno być dbanie o to, by osoby przechodzące tranzycję były zdrowe i świadome tego, co dzieje się z ich ciałami.

Cała rozmowa do przeczytania na stronie "Gazety Wyborczej".