Władza przełożonych to władza absolutna - mówi Robert Samborski, autor książki "Sakrament obłudy", w rozmowie z Grzegorzem Romanem w telewizji "Racjonalista".

Seminarium jest bardziej jak zakład poprawczy niż studia. Klerycy są zamknięci, nie wolno im wychodzić, poza określonym, krótkim czasem w ciągu dnia. Studia stanowią mniejszą część czasu, który tam się spędza. Natomiast cała reszta to czas ułożony przez przełożonych według ścisłego przepisu, regulaminu seminarium, gdzie jest opisany każdy dzień od pobudki, do godziny 22, kiedy kleryk nie może, a musi spać. Co ciekawe, nawet czas na modlitwę jest reglamentowany. Źle widziane jest, kiedy kleryk modli się w poza czasem wyznaczonym przez regulamin. (...)

Powiedziano nam „na dzień dobry”, że najważniejsze w tym domu jest posłuszeństwo. Mówiono nam, że może nam się wydawać, że Pan Bóg nas powołuje, ale o tym czy rzeczywiście tak jest decydują przełożeni. Naszym zadaniem było całkowicie się temu poddać i podporządkować. (...)

Jaki jest cel rygoru w seminarium? Oficjalna wersja jest taka, że nauczymy się dzięki temu zorganizowania. Jako ksiądz na parafii, będziemy musieli być poukładani, więc już w seminarium mamy się tego nauczyć. To jest formacja do prawdziwego mężczyzny, dobrego człowieka, wierzącego przedstawiciela kościoła katolickiego, który nigdy nie będzie już osobą prywatną, tylko zawsze będzie reprezentował instytucję publiczną, jaką jest kościół. A mówiąc normalnie i szczerze, to jeżeli takie by było rzeczywiste założenia, to niestety one nie działają. Bo tylko jak ksiądz dostaje święcenia kapłańskie i wychodzi z seminarium, to cieszy się z wolności i natychmiast porzuca wszelkie zorganizowanie. Przede wszystkim chodzi o to, żeby zrobić z ludzi roboty. (...)

Z jednej strony potępia się takich „etatowych donosicieli”, którzy mają taką opinię, że swoją pozycję chcą budować na tym, że często chodzą do przełożonych raportować im co się dzieję, czy o czym się rozmawia między klerykami. Takie osoby się potępia. Ale z drugiej strony, klerycy powszechnie na siebie donoszą, księża na siebie donoszą, tylko odbywa się to na zasadzie, nie za często, ale jednak. Skutek jest taki, że prędzej czy później, każdy kleryk zostaje zaproszony na rozmowę do przełożonego i przełożony mówi taką formułkę „Doszły do mnie głosy, i nie są to głosy pojedyncze…”. Potem się trzeba tłumaczyć. (...)

Cała rozmowa do obejrzenia w telewizji "Racjonalista".

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.