Typowe dla teorii ekonomicznej podejście jest takie, że mamy niedobory, bo tort jest za mały w stosunku do ludzkich pragnień. Proponuję odwrotne ujęcie – nasz problem polega na niezdolności do rozprowadzenia nadmiaru energii, która stale nas zalewa - mówi Andrzej Leder, autor książki "Ekonomia to stan umysłu", w rozmowie dla dwumiesięcznika "Książki. Magazyn do Czytania".

To jest książka o języku ekonomii i skutkach jego hegemonii. Nic dziwnego, że używam w niej filozofii języka i innych teorii filozoficznych. Zresztą jeśli ktoś traktuje filozofię na serio – a ja traktuję ją bardzo serio – to chodzi w niej właśnie o zbliżanie do siebie bardzo różnych obszarów myślenia.

Adam Smith, którego kojarzymy głównie z ekonomią, ale który był także filozofem moralnym, w zabawny i przenikliwy sposób porównał kiedyś pracę filozofa do pracy inżyniera. Obaj łączą ze sobą rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają się niemożliwe do połączenia.

Uważam, że połączenie narzędzi poststrukturalistycznego językoznawstwa, które wchłonęło w siebie psychoanalizę, i pojęć ekonomicznych daje ciekawe możliwości interpretowania świata. Pracowałem nad tym ostatnie kilka lat i zaskoczyły mnie możliwości tego podejścia. (...)

Spójrzmy na giełdę. Podejmowane tam decyzje też są dzisiaj w dużym stopniu zautomatyzowane. Trudno powiedzieć, kto właściwie te decyzje podejmuje – ludzki makler czy algorytm, który, rejestrując zainteresowanie maklera jakimś obiektem, wyprzedza go i podbija cenę. Takich algorytmów jest mnóstwo, na wielu połączonych giełdach świata. Nie ma takiej jednostki ludzkiej, ani nawet grupy ludzkiej, która mogłaby ten proces kontrolować. Równie dobrze można już powiedzieć, że maszyny same podjęły decyzję. Albo raczej, że dyspozytyw, który tworzą maklerzy, algorytmy i szybkie łącza, ją podjął. Ale jeśli tym towarem, o który chodzi, jest na przykład żywność, to skutek może być odczuwalny w sposób dramatyczny. Dla milionów ludzi, dla całych społeczeństw.

Jednak nie sądzę, że mamy już do czynienia z apokalipsą – że maszyny przejęły albo zaraz przejmą władzę nad nami i że to już koniec. Ludzkość nie pierwszy raz przechodzi fundamentalną zmianę własnego środowiska, którą sama sprowokowała. (...)

Rzeczywiście, opowieść o koniecznym wzroście PKB jest jedną z ulubionych opowieści polityków i mainstreamowych ekonomistów. Wiąże się ona z tezą, że zawsze wszystkiego mamy za mało, że żyjemy w warunkach niedoboru. Ja proponuję inne podejście: gdybym miał podsumować najważniejsze przesłanie mojej książki, to powiedziałbym, że borykamy się głównie z nadmiarem.

Cała rozmowa dostępna jest na stronie dwumiesięcznika "Książki. Magazyn do Czytania".