Słowacki był specjalistą od mody. Kiedy był mały, to przebierał się za kobietę tak dobrze, że aż go raz stróż nie poznał i nie chciał wpuścić do mieszkania - mówi Marta J. Nowicka, autorka książki "Słowacki. Wychodzenie z szafy", w podcaście "Szajn na głos".

Bardzo często nie widzimy pierwiastka erotycznego, kiedy myślimy o jakiejś dwójce ludzi. O ile nie mamy informacji, że było to małżeństwo, heteroseksualna para z dziećmi, to zakładamy, że relacja nie była miłosna. Jeżeli chodzi o Słowackiego, to stosując się do wzorca, który stworzyli pierwsi biografowie Mickiewicza, biografowie Słowackiego pisali o nim tak samo jak o drugim wieszczu. Skoro Mickiewicz poznał jakąś kobietę i ją uwodził, to na pewno Słowacki każdą kobietę, którą poznał, uwodził również. (...)

Żyjemy w kraju, w którym od zawsze darzono dużą sympatią Francuzów, wierzono w to, że pomogą nam oni, kiedy Polski nie było na mapie. Z tego powodu bardzo wiele osób płci męskiej, kiedy nie mogło lub nie chciało podpisywać się swoim imieniem i nazwiskiem, to podpisywało się „Napoleon”, a Słowacki w tych samych chwilach podpisywał się jako „Zosia”. (…) Nie tylko używał tego imienia, ale cały, na list, dwa lub trzy, stawał się tą osobą i pisał o sobie, jako o panience, która się urządziła w mieszkanku i czeka na kawalerów. (...)

Cała rozmowa do odsłuchania w podcaście "Szajn na głos".

Książka dostępna w sklepie Wydawnictwa KP.