Moje książki nie są "o Kościele", są o ludziach

Zaczyna się od jakiejś tajemnicy. Jest coś, o czym ludzie nie chcą mówić. Temat, wokół którego jest napięcie, wstyd, poczucie winy, samotność. Podchodzę więc bliżej i chcę się czegoś więcej dowiedzieć, zrozumieć, o co chodzi – mówi Marta Abramowicz w rozmowie z Zuzanną Bukłahą dla "Dużego Formatu". – A kiedy już z różnych fragmentów złożę tę historię w całość, to chcę o niej opowiedzieć innym. Chcę pokazać, do czego prowadzi milczenie. Niesprawiedliwość jest ufundowana na zgodzie, że o pewnych rzeczach się nie mówi. Wierzę, że gdy będzie mniej tajemnic, będziemy sobie bliżsi. Bo kiedy poznamy kogoś i zobaczymy, że jest do nas podobny, będzie nam łatwiej zacząć rozmowę. Cierpienia czasem nie można uniknąć, ale mamy wokół siebie ludzi, którzy z nami współodczuwają, jest nam łatwiej.
[…] Zdarza się, że czytelnicy chcą, abym opowiedziała się po czyjejś stronie, a ja nie mogę tego zrobić, bo rzeczywistość nie jest czarno-biała. Moje książki nie są "o Kościele", są o ludziach. A ludzie są skomplikowani, mają w sobie sprzeczności, mieszczą w sobie i dobro, i zło. Chcę zrozumieć, jak to robią i czy rzeczywiście nie widzą, że krzywdzą innych, czy tylko udają.
Niektórzy oczekiwaliby szybszych sądów i prostszych rozstrzygnięć, które dla mnie z kolei są pozorne, bo mijają się z istotą rzeczy. A bez zrozumienia siebie i innych trudno o zmianę. Zgadzam się w tej kwestii z bohaterem mojej irlandzkiej książki, profesorem Tomem Inglisem.
Pełną rozmowę przeczytacie na stronie "Gazety Wyborczej".