Miało być jak w raju, ale katolicka utopia doprowadziła do tragedii. Jak daleko Polsce do Irlandii, która wstała z kolan?
Dla mnie ta książka jest o nadziei. Choć opisuję w niej tragiczne historie, dramaty, nadużycia, to opowiadają nam o tym ludzie, którzy nie są przygnieceni przeszłością - mówi Marta Abramowicz, autorka książki "Irlandia wstaje z kolan", w rozmowie dla portalu Radia Eska.
Reakcje czytelników mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się aż tak pozytywnych ocen. Ludzie byli zachwyceni, a może lepiej powiedzieć: zbudowani. W książce znaleźli coś, co dotknęło ich wrażliwości w pełnym napięć czasie przed wyborami parlamentarnymi w Polsce. Coś, co niosło nadzieję, wskrzesiło wiarę w to, że zmiana jest możliwa. Czytając o długim i bolesnym dla wielu procesie przemian w Irlandii, dochodzimy do wniosku, że przecież i u nas coś drgnęło. Być może jedynie trzeba się przygotować na dłuższy marsz, nie na sprint, bo przewrót nie dzieje się od razu, a długofalowe skutki przynosi praca u podstaw, bo to jednostki zmieniają społeczeństwo. (...)
Piszę o konkretnych sytuacjach, o domach prowadzonych przez zakonnice, w których cierpiały dzieci, kobiety. Ale skupiam się na systemie, bo choć to na zakonnice spadało prowadzenie tych placówek, o wszystkim decydowali biskupi i politycy trzymający się ściśle nauk Kościoła. To zakonnice zamknęły młode dziewczyny w pralniach i przymuszały do pracy, ale robiły to na polecenie mężczyzn u władzy, którzy zrzucili na nie załatwienie najtrudniejszych problemów społecznych. To one w praktyce zostały z pytaniem o to, co zrobić z niechcianymi dziećmi grzeszników. Stworzono model katolickiej utopii, w którym społeczeństwo miało żyć zgodnie z nauką Kościoła. Zakazano antykoncepcji, aborcji i rozwodów, a kontakty homoseksualne pomiędzy mężczyznami były karane, z karą dożywocia włącznie. Małżeństwo zawierało się raz na zawsze, a kobiety od momentu ślubu miały całkowicie poświęcić się życiu rodzinnemu – stąd zakaz pracy dla mężatek. Najgorszym grzechem, hańbą i wykroczeniem dla porządku społecznego była więc ciąża bez ślubu i nie miało znaczenia czy kobieta zaszła w nią z miłości, czy została zgwałcona. Zawsze to ona była winna i musiała zniknąć z oczu katolickiej wspólnoty. Kościelne instytucje izolowały grzesznice i ich dzieci w specjalnych placówkach. (...)
Ważnym elementem zmiany w Irlandii było to, że ludzie przestali chodzić do spowiedzi. Uznali, że będą kierować się własnym sumieniem, bo w ten sposób będą w zgodzie z własną moralnością i wartościami.
Cała rozmowa dostępna jest na stronie portalu Radia Eska.