Kupujcie książki o historii odmieńczej, czytajcie queerowe biografie, bo to jak najbardziej "nasza historia" - mówi Joanna Ostrowska, autorka książki "Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej", w rozmowie z Aleksandrą Mysłek z "Kulturalnika łódzkiego".

Dziś osoby nieheteronormatywne prześladowane w czasie II wojny światowej nadal nie są upamiętniane w żadnym miejscu pamięci na terenie Polski. Wyjątek stanowi Muzeum Stutthof z wystawą czasową autorstwa Piotra Chruścielskiego ("Przemilczana kategoria. Więźniowie z różowym trójkątem w KL Stutthof" – przyp. red.). Powodów tego stanu rzeczy jest kilka. Przede wszystkim chodzi o homofobię i transfobię. Druga rzecz to kwestia związana ze specyfiką polityki historycznej w Polsce. Bez względu na układ polityczny moi bohaterowie nie należą do grupy osób uznanych za te, o których warto pamiętać.

We wstępie do mojej monografii "Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej" podaję trzy podstawowe argumenty, które przez lata słyszałam w trakcie badań: nie zajmowaliśmy się tym tematem, bo tych ofiar było mało; to byli Niemcy; to byli predatorzy seksualni, którzy wykorzystywali małoletnich więźniów w obozach. Moje zadanie jako historyczki polegało na tym, żeby pokazać, że to mity i kłamstwa. (...)

W Polsce nadal żyjemy w przekonaniu, że pamięć o II wojnie światowej jest pamięcią narodową, że grupy, o których wspominamy, to są grupy narodowościowe i że ta historia powinna być opowiadana w taki sposób. To jest też jeden z powodów, dla których nie zajmowano się w Polsce historią paragrafu 175, uważając, że tylko Niemcy byli na jego mocy prześladowani. Pomimo że źródła mówiły zupełnie coś innego, zarówno historykom/historyczkom, jak i innym badaczom/badaczkom, prościej było po prostu tego nie zauważać. "Te" tematy uważano za skandalizujące. Polaków i Polek prześladowanych z powodu ich orientacji seksualnej albo tożsamości płciowej nie zauważano. To także pokłosie walki o pamięć, która rozgrywała się w latach dziewięćdziesiątych – w szczególności w kontekście polskich i żydowskich ofiar oraz współsprawstwa Polaków i statusu świadka w czasie II wojny światowej. Proces zmiany tego stanu rzeczy jest bardzo powolny. (...)

Liczę na to, że ten temat będzie gościł w coraz większej ilości miejsc pamięci i instytucji zajmujących się pamięcią zbiorową w Polsce. Tak naprawdę część pracy musimy wykonać sami – tym bardziej zależy mi na tym, żeby te tęczowe świadectwa docierały do społeczeństwa jak największą ilością kanałów, także poprzez sztukę i teatr. (...)

Nie możemy bać się tego tematu, wracać do niego, przyznać się do zaniedbań w dziedzinie badań queerstorii. Mieć z tyłu głowy, że to, co dzieje się dzisiaj – mówię o homofobii i transfobii, które współcześnie są narzędziem politycznym – ma swoją historię. Po trzecie – pytajcie w Muzeach/Miejscach Pamięci o tych ludzi. Zadawajcie pytania, które dla przewodników i przewodniczek są często niewygodne, choć wielu/wiele z nich wykonuje – bardzo często wbrew instytucjom – fenomenalną robotę. Jeśli już ktoś opowiada, to właśnie oni. I w końcu, kupujcie książki o historii odmieńczej, czytajcie queerowe biografie, bo to jak najbardziej "nasza historia". (...)

Cała rozmowa do przeczytania w "Kulturalniku łódzkim".