Chodziło mi tylko o to, żeby przedstawić niesamowite relacje fantastycznego człowieka, który był dziwny i sobie na to pozwalał. Słowacki nie chciał metek. I ja chcę pokazać, że w różnych momentach życia ze sztywnymi ramami seksualności nie miał zbyt wiele wspólnego - mówi Marta Justyna Nowicka, autorka książki "Słowacki. Wychodzenie z szafy", w rozmowie z Alanem Rynkiewiczem dla Onet.pl.

Moja książka mówi o Słowackim i niejako go odsłania. Można się co nieco dowiedzieć o jego psychoseksualności. Zmiennej psychoseksualności. Bo - co ważne - nie jest tak, że można bez krzty wątpliwości powiedzieć, że Juliusz był gejem. (...)

Musimy pamiętać, że to były inne czasy – wzorzec męskości mocno odbiegał od dzisiejszego. Na czym polegała ta inność Słowackiego-mężczyzny? Przede wszystkim na - jak na polską skalę - wybitnym zainteresowaniu kwestią stroju. Kiedyś Mickiewicza nie wpuszczono do kasyna, zakładając, że jest kimś, kto na pewno nie powinien się tam znaleźć. Wyglądał tak nieelegancko. Słowacki to wyśmiewa, gdy opisuje tę sytuację, i stawia się w opozycji - wie, co z czym ubrać, umie się zgrabnie poruszać, również w tańcu, o co zadbała jego matka. Liczyło się też to, jak obchodził się z innymi ludźmi, wolał latać z jednym tylko mężczyzną nocą po cmentarzach i nie być wpuszczanym do własnego domu, bo wracał tak późno, niż kolegować się na oazowy sposób w skupiskach mężczyzn w rodzaju Związku Promienistych [związek studentów Uniwersytetu Wileńskiego założony przez Tomasza Zana - przyp. aut.]. W książce stawiam Juliusza w opozycji do filomatów, którzy kwestię ciała pojmują w zupełnie inny sposób - "wino, jedzenie, śpiew i dziewki". I te "dziewki" są tutaj koniecznym elementem. Ta "odmieńczość" dotyczyła właściwie każdego aspektu życia, ale nie tworzyła z niego jakiegoś Marsjanina, ale kogoś, kto nie zachowuje się w typowy sposób, ma nietypowe relacje. (...)

Wracając do odpowiedzi na pytanie, on nie za bardzo był lubiany. Bo znowu - ludzie chcieli się stawiać w opozycjach binarnych: trzeba było wielbić Mickiewicza, więc nie można było jednocześnie kochać Słowackiego, skoro podobno byli w nieustającym konflikcie (co absolutnie nie jest prawdą!). Wydaje mi się, że dzięki takim książkom jak moja może być łatwiej go trochę polubić, zrozumieć i nie oceniać po pozorach; nie myśleć, że skoro Słowacki nie był Mickiewiczem, to był gorszy, przeciwny polskości i nie dbający o losy Polski. Unikając tych binarnych opozycji, możemy po prostu spojrzeć na tę przedziwną postać i ją polubić, a przynajmniej – zaakceptować jako innego, ale nie gorszego. (...)

Kultura patriarchatu i męskość hegemonialna to pokrewne pojęcia związane z pewnym widzeniem świata, w którym na szczycie, u władzy stoi jedna męska panująca osoba. Dopiero zmienienie perspektywy pozwala nam spojrzeć na epoki literackie jako sieci wzajemnych powiązań i pozwolić na mnóstwo nowych odczytań… Jeżeli chodzi o Słowackiego – on nie chciał się zgodzić na tę strukturę, w której przyszło mu istnieć, czyli tę, w której niepodzielnym władcą miał być Mickiewicz. On tego nie akceptował. Cały świat mógł tak uważać, a on po swojemu dalej z dumą głosił - że są sobie równi, bo Adam mu uścisnął rękę. To jest taki rodzaj dumy, która pozwala nie oszaleć. Która pozwala myśleć: nie jestem gorszy, jestem inny; nie rozumieją mnie, nieważne, mogę istnieć taki, jaki jestem… (...)

Cała rozmowa do przeczytania na Onet.pl.

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.