Marta jest córką księdza. "Parafian denerwowały kochanki ojca, a czasami i to, że ja istnieję"

To dziwna sytuacja, że wszyscy o dzieciach księży wiedzą, a nikt nie rozmawia na ten temat. Za mną ciągnęło się to przez całe życie. Przez całe dzieciństwo nie mogłam mówić o moim ojcu biologicznym tak, jak inne dzieci - mówi Marta Glanc, autorka książki "Córka księdza", w rozmowie dla portalu NaTemat.
Ta książka jest ważna przede wszystkim dla mojej wewnętrznej małej Marty. To ona pisała sporą część tej książki. Nie była to chłodna kalkulacja, po prostu musiałam to zrobić.
Najpierw próbowałam z anonimowym reportażem, ale ten niewiele we mnie zmienił. Nie wywołał też szerokiej dyskusji, na której mi zależy. Z książką już wiem, że jest inaczej.
Jest ona ważna nie tylko dla małej Marty, ale i dla społeczeństwa, i Kościoła katolickiego. Nie atakuje wiary, czy osób wierzących. Na pewno jest za to krytyczna dla instytucji, jaką jest Kościół i jej przedstawicieli. (…)
Nie wiem, czy ojciec uważa się za bohatera, ale rzeczywiście był obecny w moim życiu. Na swój sposób się starał, zabierał mnie na wycieczki, wspierał finansowo. Wiem, że tym wsparciem finansowym zasłania się, kiedy dostaje niewygodne pytania. Ale czy wsparcie finansowe to ojcostwo? Nie chodzi mi o pieniądze. Ja mu nie zarzucam, że nie płacił alimentów. (…)
Chciałabym, żeby tata zobaczył we mnie skrzywdzone dziecko, a nie dziennikarkę, która pierze brudy. Przykro mi, że tak mnie widzi, bo nie ma w tym za wiele miłości. Nawet jeśli kiedyś mnie kochał, to teraz na pewno to się zmieniło.
W tym momencie najbardziej zależy mi na złamaniu tabu. Chciałabym, żeby inne dzieci księży też zabrały głos. (…)
Jezus nie wydał zalecenia, żeby księża nie mieli dzieci. To prawo nadane przez ludzi. Nikt o to też nie pytał księży. Księża mają swoje życie seksualne. Nie można się tego wyrzec, bo to część człowieka. Mają też dzieci. I te dzieci mają prawo do życia.
Czas zacząć liczyć te dzieci, rozmawiać z matkami. Warto rozważyć fundusz wsparcia dla tych rodzin. Ale nie chcę się zapędzać. Niech najpierw przyznają się do tego, że my jesteśmy. W moim małym miasteczku, liczącym 5 tys. osób są inne dzieci księży. To co dopiero w wielkich miastach, jak Warszawa?
Cała rozmowa dostępna jest na stronie portalu NaTemat.