Magda Szcześniak: "Różnice klasowe w socjalizmie nie znikły"
Po wojnie sama możliwość podjęcia decyzji – czy zostać na wsi, czy migrować do miasta – była przez pamiętnikarzy odczuwana jako doświadczenie emancypacyjne. Mieli przed sobą więcej możliwości niż pokolenie ich rodziców i postrzegali tę zmianę w kategoriach zyskania sprawczości - mówi Magda Szcześniak, autorka książki "Poruszeni", w rozmowie z Culture.pl.
Rzeczywiście socjalistyczne opowieści awansu mierzą się z paradoksem. W systemie kapitalistycznym awans klasowy polega na przejściu jednostki na bardziej pożądane i wyżej waloryzowane miejsce w strukturze społecznej. W systemie socjalistycznym awans miał mieć charakter kolektywny i powszechny – awansować miały więc nie tylko wybrane jednostki, lecz klasy, które w poprzednim systemie znajdowały się najniżej w hierarchii społecznej – chłopi i robotnicy. Obraz chłopów, którzy otrzymują ziemię w reformie rolnej i dzięki temu mogą, pozostając na wsi, polepszyć swoją pozycję społeczną, jest dobrym przykładem. Awans polskiego chłopstwa miał polegać na poprawie i modernizacji warunków życiowych wsi, dzięki którym chłopi, tradycyjnie podlegli wobec warstwy ziemiańskiej, stają się nowoczesnymi rolnikami. Z drugiej strony jednak rzeczywiście mobilizuje się ludzi do przekroczenia granic własnej klasy i z chęcią opowiada się historie chłopów i chłopek, którzy wyrwali się ze wsi i zostali robotnikami i robotnicami, czy osób z klas ludowych, które po uzyskaniu wyższego wykształcenia, podjęły się pracy umysłowej. (...)
Co więc ciekawe, po wojnie sama możliwość podjęcia decyzji – czy zostać na wsi i spróbować swoich sił na gospodarce, czy migrować do miasta – była przez pamiętnikarzy odczuwana jako doświadczenie emancypacyjne. Mieli przed sobą więcej możliwości niż pokolenie ich rodziców i postrzegali tę zmianę w kategoriach zyskania sprawczości. (...)
W odgórnej opowieści awansu, typowej szczególnie dla wczesnego powojnia i okresu stalinizmu, awans społeczny był prezentowany jako proces wymagający, ale możliwy do realizacji we w miarę krótkim czasie. Dzięki możliwościom oferowanym przez państwo, a także stałej instytucjonalnej pomocy, pracowite i wytrwałe jednostki miały możliwość adaptacji do nowych środowisk, które miały być zasadniczo pozytywnie nastawione do osób awansujących. (...)
Awans wiązał się z ogromną zmianą stylu życia, nie dotyczył wyłącznie zdobycia nowych kompetencji zawodowych czy wiedzy, choć te były bardzo ważne. Ale osoby awansujące musiały nauczyć się także nowych praktyk cielesnych (w pamiętnikach często powraca choćby kwestia nauki jedzenia nożem i widelcem), miejskiego sposobu mówienia, ubierania się i korzystania z kultury czy właśnie artykułowania emocji.
Poza ambiwalencją i intensywnością emocji w pamiętnikach zwraca też uwagę wydłużenie się procesu awansu względem tego, jak przedstawiany był w socrealizmie. Ambiwalentne emocje szczególnie długo towarzyszyły wiejskim wychodźcom, którzy awansowali do sfer inteligenckich. Te osoby często podkreślały, że być może nigdy nie zostaną w pełni zaakceptowane przez nowe środowisko, nigdy się w nim nie zaaklimatyzują, a więc awans nigdy nie zostanie dopełniony. (...)
Natomiast kontekst socjalizmu państwowego jest jednak odmienny – i to zarówno od czasów post-pańszczyźnianych i międzywojennych, jak i od powojennych awansów w krajach zachodnich, o których pisał Bourdieu czy Annie Ernaux. W socjalizmie przedstawiciele klas ludowych awansują zazwyczaj z przeświadczeniem o słuszności swojej trajektorii, są w tym poczuciu wspierani przez język "dziejowej sprawiedliwości", którym operują instytucje państwowe. Mobilność społeczna – zwłaszcza w pierwszej dekadzie po wojnie – ma charakter masowy, to nie są wyjątki.
Natomiast z pewnością są takie obszary, na których owo pęknięcie, charakteryzujące się między innymi brakiem pewności co do słuszności pewnych wyborów, męczy osoby awansujące. Opisywane jest choćby w kontekście praktyk religijnych – zderzenia tradycyjnego światopoglądu i praktyk z antykatolicyzmem instytucji edukacyjnych; ale też uczenia się poprawnego mówienia i wypierania się chłopskiej gwary, co utrudniało komunikację ze środowiskiem pochodzenia. Poczucie pękniętego habitusu z pewnością częściej prześladowało osoby o długich zakresach mobilności społecznej. Osoby pochodzące z chłopstwa, a awansujące do inteligencji, zderzały się zresztą z niespójnymi wzorcami wewnątrz inteligencji, której część powielała język inteligenckiej wyższości, a część starała się realizować założenia o socjalistycznym egalitaryzmie. (...)
Czas pierwszej "Solidarności" to właściwie ostatni moment artykulacji żądania kolektywnego i powszechnego awansu. Protestujący robotnicy, członkowie i członkinie "Solidarności" upominają się o to, żeby władza dotrzymała obietnicy, która zalegitymizowała ten system. Robotnicy używają socjalistycznego, lewicowego języka przeciwko władzy. 1980 rok to jest moment, w którym Solidarność mówi władzy "sprawdzam".
Po wprowadzeniu stanu wojennego marzenie o możliwości kolektywnego awansu już nigdy nie zostaje wyartykułowane. Kończę książkę na 1981 roku, bo w latach 80. socjalistyczna opowieść awansu funkcjonuje wyłącznie jako wspomnienie. Po 1981 roku nikt już jej nie traktuje poważnie i niewiele osób wyobraża sobie do niej powrotu.
Cały wywiad dostępny jest na stronie Culture.pl.