Opowieść o emancypacji, o wychodzeniu z narzuconych ram, odchodzeniu od stereotypów myślowych, nakazów, zakazów i stwierdzeń, że powinno się pogodzić ze swoim położeniem i zastaną rzeczywistością – tak o swojej książce “Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska” mówi Darek Zalega w rozmowie z Patrykiem Zakrzewskim dla culture.pl

Jestem gotów się założyć, że gdyby w 1918 roku przeprowadzić badania wśród osób polskojęzycznych, to okazałoby się, że mniejszość z nich odpowiedziałaby, że uważa się za Polaków. Nawet w Niemczech, gdzie wcześniej wprowadzono powszechną edukację i służbę wojskową – a są to czynniki narodowotwórcze – po I wojnie światowej ujawniły się silne nastroje secesjonistyczne i konflikty międzyregionalne.

Te konflikty narodowe na Górnym Śląsku pojawiły się tak naprawdę dopiero na przełomie XIX i XX wieku, zaostrzyły się na początku XX wieku, a potem, co ciekawe, osłabły. Piszę o tym, że w wyborach z 1912 roku zauważalny był wyraźny spadek głosów na listy polskie i stąd wysnułem hipotezę, że gdyby nie I wojna światowa, to wcale nie jest powiedziane, że ta polskość śląska by przetrwała.

[...] ruch robotniczy do 1945 roku zawsze był jednak jakąś próbą wyjścia spod tej kurateli władzy – narodowej czy związanej z religią. Bliskie mi są słowa profesora Ostrowskiego, który badając wsie na Opolszczyźnie, zastanawiał się nad tym, skąd brała się popularność partii lewicowych w środowiskach wiejskich w tamtym regionie i doszedł do wniosku, że brało się to stąd, że utożsamiając się z lewicowym ruchem robotniczym, nie trzeba było dokonywać wyborów narodowych. A na Górnym Śląsku te wybory były bolesne, bo mogły prowadzić nawet do podziałów w rodzinach.

[...] na polskim Śląsku już przed II wojną światową widoczne było rozczarowanie polskimi rządami [...] II RP nie była szczególnie demokratycznym krajem, więc to, że powojenna Polska odradzała się jako kraj niedemokratyczny, też nie było jakimś szczególnym szokiem czy problemem dla większości społeczeństwa. Najważniejszym zagadnieniem była praca, a tutaj roztaczały się pewne perspektywy. Myślę, że wielu Ślązaków początkowo przyjęło okres powojenny z pewną nadzieją dlatego, że widzieli tu wciąż jakąś szansę na rozwój – a wiedzieli też przecież, że niemiecki przemysł po bombardowaniach jest zniszczony do cna, że tamtejsze miasta są w ruinie, więc w porównaniu sytuacja na Śląsku nie wydawała się aż taka zła. [...] ludność górnośląska czuła się jednak w pewien sposób gettoizowana, właśnie przez to, co wspominałeś w związku z tym wyimkiem o autochtonach – czasem na pokaz głaskanych, ale jednak wciąż podejrzanych, traktowanych jak potencjalna piąta kolumna. Tak było przez cały PRL.

Pełną treść rozmowy przeczytacie w serwisie culture.pl.