Narracja o "charakterze prostytutek" to część sposobu mówienia o całym proletariacie jako o zdegenerowanej masie ludzi. Klasa średnia uważała, że prostytutki dziedziczą cechy swoich przodków, dlatego w ich rodzinach tropiono alkoholizm, histerię, schizofrenię czy choroby weneryczne - mówi Alicja Urbanik Kopeć, autorka książki "Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu", w rozmowie z Justyną Suchecką dla TVN24 Premium.

- To wtedy kształtował się istotny nawet dziś podział na to, które kobiety są moralne, a które nie. Gdy czytamy prasę, dzienniki czy różne opracowania z tamtych czasów, myślimy: "och, jak daleko zaszliśmy, już tak nie jest, świat się zmienił". I to prawda - zmienił się - pytanie tylko, czy rzeczywiście tak bardzo. Wszak pewne dzisiejsze postawy i sposoby mówienia o seksualności, kobietach, pożądaniu czy o tym, że ludzie uprawiają seks w różnych konfiguracjach, biorą swój początek w XIX wieku i w tym, co wtedy uznano za normę lub jej brak - podkreśla historyczka. (...)

 - Zacznijmy od tego, że na dziewiętnastowiecznych ziemiach polskich praca seksualna była legalnym zawodem - zastrzega historyczka. Kto go wykonywał? Z oficjalnych statystyk wynika, że głównie kobiety z proletariatu. - Miały specjalne książeczki służbowe, musiały regularnie przechodzić kontrole lekarskie. To był zawód reglamentowany i poddawany policyjnej kontroli. I oczywiście, że często warunki tej pracy były bardzo złe, ale to była praca - mówi historyczka. (...)

- By zostać uznaną za niemoralną wystarczyło w zasadzie to, że nie jest się z klasy średniej, z mieszczaństwa. Jeśli uznawano rodzinę mieszczańską i arystokrację za ostoję moralności i religijności, dobrego tonu, taką bezpieczną przystań, to wszyscy poza nią stanowili tego antytezę. Byli tą masą, która jest niemoralna, leniwa, agresywna, groźna. Niezdolna do pracy i współpracy. I tak dochodzimy do sedna: niemoralność kobieca w XIX wieku to był cały zestaw cech, który nie pasował do mieszczańskiej żony. To była kobieta, która pracowała poza domem, nie miała męża lub żyła w wolnym związku, sama się utrzymywała. I należała właśnie do klasy robotniczej. - Niemoralność tropiono i oskarżano o nią przede wszystkim kobiety z tej grupy, niezależnie od tego, jak one się naprawdę zachowywały. Służące, robotnice, szwaczki były pod ciągłą oceną - mówi Urbanik-Kopeć. - Stworzono cały katalog cech i zachowań. Kobieta niemoralna była gwałtowna. Szybko chodziła, głośno mówiła, nawiązywała znajomości, dawała się zaczepiać na ulicy, tańczyła, śpiewała, piła alkohol - wylicza. (...)

Narracja o "charakterze prostytutek" to część sposobu mówienia o całym proletariacie jako o zdegenerowanej masie ludzi. Klasa średnia uważała, że prostytutki dziedziczą cechy swoich przodków, dlatego w ich rodzinach tropiono alkoholizm, histerię, schizofrenię czy choroby weneryczne. Były jakby odrębnym ludzkim gatunkiem. - Takim leniwym, głupim, który woli pracować seksualnie niż wziąć się do "normalnej", "porządnej" pracy - mówi Urbanik-Kopeć. (...)

Nie bez powodu w swojej książce historyczka pisze, że opowieść o pracownicach seksualnych to też "historia o walce z przerażającym widmem kobiecej emancypacji". - Pierwsze emancypantki skupiały się na tym, jak zwalczyć pracę seksualną. Widziały w niej - z czym w wielu przypadkach trudno się nie zgodzić - usankcjonowany prawnie system wykorzystywania kobiet - mówi historyczka. I wraca do 1907 roku: - Również na tym zjeździe nie brakowało odczytów na temat tego - że pracy seksualnej należy zakazać, mówiono o abolicji i wtedy wyszła Nałkowska, by zapytać, dlaczego rozmawiamy o tym bez udziału samych zainteresowanych. (...)

Cały tekst przeczytać można na stronie TVN24 Premium.

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.

W Wydawnictwie KP ukazała się również poprzednia książka autorki - "Anioł w domu, mrówka w fabryce".