Słowacki jest alienem. Nie nadaje się do życia rodzinnego... - mówi Marta J. Nowicka, autorka książki "Słowacki. Wychodzenie z szafy", w rozmowie z Aleksandrem Chudzikiem dla tygodnika "Newsweek".

Nie wiemy na pewno, czy Słowacki i Krasiński rzeczywiście się rozszarpywali, ale na pewno wyobrażali sobie siebie w przepełnionych namiętnością obrazach i na pewno tak do siebie pisali. Myślę, że nawet, jeśli to się nie działo, to obaj czasem chcieli, by to się stało. Nie wiemy, co się w Willi Róż działo między nimi, gdy spotykali się tam późnymi wieczorami, ale nie uwierzę, że do osoby, z którą spotkaliśmy się po koleżeńsku raz czy dwa, piszemy, że „chcemy z nią umierać” - a tak pisze Słowacki. Oni w listach piszą, że chcą być razem do końca, że chcą wspólnie umrzeć w Willi Róż. Oczywiście można to tłumaczyć językiem charakterystycznym dla romantyzmu, tym, że słowo kocham znaczyło wtedy co innego. Dla porównania obszernie cytuję listy Filomatów, którzy też się kochają, ale - porównując do dzisiejszych standardów – miłością, jaką wyznają sobie lekko podpici fani tej samej drużyny piłkarskiej. Różne są rodzaje miłości… Ale relacja Słowackiego z Krasińskim, jeśli rozpatrywać ją na poziomie duchowym, jest czymś więcej niż tylko przyjaźnią. (…)

Słowacki jest alienem. Nie nadaje się do życia rodzinnego, z listów wynika, że tylko cudem wytrzymuje z bratem matki. W jednym z listów przyrodnia siostra Juliusza, wzdycha, że może gdyby dłużej z nimi pomieszkał, zamiast wybrać się z grupą mało znanych mu mężczyzn w podróż życia, polubiłby związki rodzinne. Jest to jednak bardzo mało prawdopodobne. Zarówno przyjazd Bobrowej jak i Eglantyny, które odwiedzają go w Paryżu, jest dla niego męczący. On już jest chory, ale ich towarzystwo jest mu po prostu na dłuższą metę niemiłe. (…)

Dlatego chciałam, żeby przyszli autorzy piszący o Słowackim nie robili tego tak łopatologicznie, jak pierwsi biografowie, którzy analizowali Słowackiego, patrząc na niego przez pryzmat Mickiewicza i niemal zawsze zakładając, że Adam Mickiewicz jest lepszy. Skoro Mickiewicz miał wiele kobiet, a Słowacki miał ich mniej, to musi być gorszy. Ponadto biografowie nierzadko kryli prawdopodobne uczucia do mężczyzn pod słowem „dziwactwa”. „Mieliśmy nadzieję, że Julek pozbędzie się swych dziwactw”, albo w przypadku biografii Krasińskiego, „Żona Eliza wybaczała mu trwający przez lata romans i inne dziwactwa”. Dziś dyskurs mniejszościowy zakłada, że inne opcje niż monogamiczna heteroseksualna relacja, są możliwe. Ja nie usiłuję nazwać ich relacji, ani uczuć, ale chcę zasygnalizować, że warto o nich mówić. (…)

Cała rozmowa do przeczytania na stronie tygodnika "Newsweek".

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.