Jesteśmy na wojnach, których nikt nie wypowiedział - przekonuje brytyjski politolog Mark Leonard
Dwie największe rebelie przeciwko globalizacji wcale nie przyszły ze świata autokracji, ale z najbardziej otwartych państw z najdłuższą historią demokracji. Mam tu na myśli Stany Zjednoczone i Trumpa oraz Wielką Brytanię i brexit - mówi Mark Leonard, autor książki "Wiek nie-pokoju", w rozmowie dla "Super Expressu".
Moim zdaniem procesy konektywności uruchomiły siły, które zamiast czynić wojnę niewyobrażalną i niemożliwą, sprawiły, że stała się ona bardziej prawdopodobna. Po zakończeniu zimnej wojny zamiast XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej mieliśmy rewolucję cyfrową. Zamiast imperiów mamy globalizację, która pozwoliła gospodarkom o skali kontynentalnej takim jak Chiny czy Indie włączyć się w światową rywalizację. I znów jak w XIX i na początku XX w. wszystkie te rzeczy, które łączą świat ze sobą i splatają go coraz gęstszą siecią wzajemnych powiązań, mają swoje skutki uboczne w postaci podziałów i napięć. (...)
Tak jak XIX-wieczna globalizacja, której ton nadawała Wielka Brytania, zaczęła się od liberalizmu, a skończyła naukowym rasizmem i katastrofą I wojny światowej, tak jej współczesna wersja prowadzona pod auspicjami Stanów Zjednoczonych, która zaczęła się po zimnej wojnie od globalnego wolnego rynku stworzonego przez konsensus waszyngtoński, kończy się Donaldem Trumpem i jego klonami w różnych państwach świata. Chcę przez to powiedzieć, że zamiast kosmopolitycznej globalnej wspólnoty mamy wzrost nacjonalizmów i polityki tożsamościowej, co nieuchronnie prowadzi do odnowy podziałów i wzrostu napięć. (...)
Rzeczywiście jeszcze jakiś czas temu sankcje były używane jako narzędzie rządów, które nie chciały prowadzić wojen, ale czuły presję, by zrobić cokolwiek. W ostatnich latach to się zmieniło. Uczynienie z amerykańskiego systemu finansowego broni zmieniło reguły gry i obecnie sankcje mogą siać dużo większe spustoszenie niż wcześniej. Kiedyś sankcje dotyczyły przeważnie dwóch państw. Teraz mamy bardzo skomplikowaną globalną układankę, wykorzystującą globalne łańcuchu dostaw, siłę dolara czy internet. Uderzają w większą liczbę ludzi, a czasem ich zabijają, kiedy np. odetnie się jakiś kraj od światowego rynku leków. Stały się też dużo bardziej nieprzewidywalne, jeśli chodzi o ich wpływ. Czasami mają wręcz odwrotne od zamierzenia skutki. W krótkiej perspektywie zamiast osłabić reżim, w który uderzają, mogą mu pomóc się skonsolidować. Tak było z sankcjami na Rosję po aneksji Krymu. Chociaż uderzyły w rosyjską gospodarkę, pozwoliły Putinowi zjednoczyć wokół siebie elitę. (...)
Cała rozmowa do przeczytania na stronie dziennika "Super Express".