Gdyby ktoś chciał posłuchać mojego głosu, to takie byłyby moje rady: na początek przyznajcie, że istniejemy. Wyjdźcie naprzeciw i nas policzcie. Zaopiekujcie się najmłodszymi dziećmi - mówi Marta Glanc, autorka książki "Córka księdza", w reportażu "Tygodnika Powszechnego".

- Nie chciałam kolejnej anonimowej historii. Nie neguję ich, bo są bardzo potrzebne, a każde z nas, dzieci księży, które decyduje się opowiedzieć, robi to na tyle, na ile może w danym momencie - opowiada. - Ja poczułam, że mam w sobie na tyle siły, by spróbować obnażyć tę wielką mistyfikację, w którą zostałam zaangażowana jako mała dziewczynka. Dziś już mogę wstać i powiedzieć na głos, przy ludziach: jestem Marta Glanc i jestem córką księdza. (...)

Marta przychodzi na świat w bydgoskim szpitalu w niedzielę 12 lutego 1989 roku. Jest godzina dziesiąta, w pobliskim kościele trwa przedpołudniowa msza dla dzieci.

Ojciec Marty księdzem jest od trzech lat. Z mamą Marty poznaje się u jej przyjaciółki, kiedy przychodzi tam na wizytę duszpasterską. Zaczynają się spotykać. Po wiadomości o ciąży młoda kobieta liczy, że on odejdzie z kapłaństwa, zajmie się nią, dzieckiem, rodziną. Oczekiwania szybko zostają rozwiane, zostaje w kapłaństwie. (...)

Marta powie to kilka razy: tajemnica odebrała jej nie tylko prawdziwego ojca, ale i całą rodzinę, którą mogła mieć.

- Moja biologiczna babcia i dziadek nie wiedzieli, a raczej cały czas udawali, że nie wiedzą, kim jestem. Gdy spotykałam ich na plebanii, zwracałam się per "pan", "pani". Ojciec raz powiedział mi, że gdyby jego mama dowiedziała się prawdy o mnie, to dostałaby zawału - mówi gorzko Marta. - Dziś jestem prawie pewna, że babcia z dziadkiem wiedzieli, ale stwierdzili, że jak będą udawać, to będzie lepiej. Chyba najtrudniej było im przyjąć, że Kościół wygląda inaczej, niż myśleli. (...)

Co powinien dziś w tej sprawie zrobić Kościół? - Gdyby ktoś chciał posłuchać mojego głosu, to takie byłyby moje rady: na początek przyznajcie, że istniejemy. Wyjdźcie naprzeciw i nas policzcie. Zaopiekujcie się najmłodszymi dziećmi; upewnijcie się, że mają wsparcie finansowe, że matki nie zostały pozostawione same sobie. Do sądu po alimenty nie pójdą, bo się wstydzą - wylicza Marta. - Kościół tak dużo mówi o dzieciach, a tu ma dzieci, które czekają na zaopiekowanie się nimi - dodaje na koniec.

Cały reportaż dostępny jest w "Tygodniku Powszechnym" (39/2023).