Kiedyś ideą było to, że im więcej możesz mówić, tym bardziej jesteś wolny. W internecie im więcej mówisz, tym mniej jesteś wolny. Im więcej twoich zachowań jest śledzonych, tym bardziej są one przekształcane w dane - mówi Peter Pomerantsev, autor książki "To nie jest propaganda", w podcaście "Postnormalność" tygodnika "Polityka".

Peter Pometanstev: Odnosząc się do płynności w moich książkach odnoszę się do Baumana. (…) Co to oznacza dla infosfery? Działa to na wielu płaszczyznach, ale myślę, że jednym ze sposobów jest postrzeganie naszego obecnego kryzysu, jako kryzysu mimesis, jako kryzysu przedstawicielstwa. Oprócz informacji i tego rodzaju treści, o których myślimy w kategoriach mediów, media także odzwierciedlały stabilne tożsamości. Tak więc w Wielkiej Brytanii będąc czytelnikiem Guardiana albo Timesa oznaczało to, że szanujesz danych polityków i myślicieli. Następnie przedstawiciele gazety występowali i reprezentowali grupę ludzi w BBC, które reprezentowało cały naród. Przypuszczam, że ludzie znają brytyjski model jako podstawę reprezentacji, w której ludzie czuli się połączeni z ekranem telewizora. Teraz to zjawisko zniknęło. Nie jest jasne kogo gazety reprezentują. Wciąż zachodzą zmiany, a wewnątrz toczą się walki. Dzieje się tak do tego stopnia, że gdy nawet są spójnymi ideałami, jak czytelnik Telegrapha w Wielkiej Brytanii, który jest prawicową gazetą, istnieje wiele innych tożsamości medialnych, które są tworzone i upadają. Tworzą małe kulty i ponownie rozpadają się. To znaczy, że zanim pojawią się ich przedstawiciele w BBC tak naprawdę nie wiesz czy ludzie, których masz w programie panelowym reprezentują naród. Jest to kryzys reprezentacji. Ludzie odczuwają to rozłączenie na wiele sposobów. Czują, że partie ich nie reprezentują, media ich nie reprezentują, czuja się niereprezentowani. Mogą krzyczeć, ale to wydaje się niewystarczające. W tej przepaści populistycznej wkraczamy, żeby powiedzieć „będę twoją tożsamością” lub „pozwól mi być twoją tożsamością”. Myślę, że znajdujemy się w głębokim kryzysie. To nie nostalgia za przeszłością, ale kryzys demokracji. Jak sądzę, coraz bardziej rozumiemy, że demokracja to nie tylko instytucje i głosowanie, to demokratyczny dyskurs, który jest najtrudniejszy do zdefiniowania, najtrudniejszy do obrony, a także sprawił, że demokracje stały się odporne, jak i kruche, w zależności od sekwencji przedstawicielstwa. Media są w centrum tego, i to jest bardzo, bardzo złe dla demokracji, w tym sensie, że nie możemy już prowadzić rozmów. Nie czujemy, że możemy mieć swego rodzaju metafory dla naszych własnych społeczeństw. Wszyscy wiemy, że nasze społeczeństwo jest zbyt złożone, aby mieć agorę, strefę publiczną, w której się spotkamy. (...)

P.P.: Kiedyś ideą było to, że im więcej możesz mówić, tym bardziej jesteś wolny. W internecie im więcej mówisz, tym mniej jesteś wolny. Im więcej twoich zachowań jest śledzonych, tym bardziej są one przekształcane w dane. Dane są sprzedawane propagandystom, którzy mogą następnie wpływać na ciebie w sposób, którego mogłeś nawet nie przewidzieć. W pewnym sensie teraz najbardziej wolni ludzie to ci, którzy nie są online. (...)

Cała rozmowa do wysłuchania na stronie tygodnika "Polityka".

Książka do kupienia w sklepie Wydawnictwa KP.