Historia kołem się toczy, czyli gwałt jako strategia wojenna

W bardzo szerokim i potocznym postrzeganiu winą za gwałt obarcza się kobiety. W przypadku zgwałconych matek wina przechodzi na dzieci - mówi Jakub Gałęziowski, autor książki "Niedopowiedziane biografie", w rozmowie z Urszulą Pieczek z "Nowej Europy Wschodniej" przedrukowanej przez Onet.pl.
Mówi się, że przemoc seksualna jest tak stara, jak same wojny, że była obecna, odkąd ludzie zaczęli ze sobą walczyć. Przywołam stwierdzenie Sabine Lee, również brytyjskiej badaczki, która pisała, że wojenna przemoc seksualna jest zarówno najstarszym, jak i najmłodszym przestępstwem.
Już wiemy, że przemoc seksualna stosowana była "od zawsze", używali jej żołnierze wobec przegranych czy okupowanych społeczności. W międzynarodowym prawodawstwie za zbrodnię wojenną uznano ją stosunkowo niedawno. Choć przez setki czy nawet tysiące lat kobiety padały ofiarą gwałtów podczas konfliktów zbrojnych, to nie widziano w tym przestępstwa, raczej nieodłączny element wojny. O motywach można debatować, naukowcy dzisiaj próbują dociec, skąd to się w ogóle bierze. Wymieniają wiele przyczyn – przytaczam je w książce – niemniej jednak mnie najbardziej przekonują głosy mówiące o złożoności tego zjawiska. Według mnie nie istnieje jedna odpowiedź na pytanie, dlaczego żołnierze gwałcą kobiety. Jednocześnie panuje zgodność co do tego, że dopiero podczas wspomnianej wojny w byłej Jugosławii, a także niemal równocześnie toczącej się wojny w Rwandzie z gwałtu wojennego uczyniono przemyślaną strategię wojenną. (…)
Do niedawna ostatnim konfliktem zbrojnym, o którym można było mówić w naszym regionie, była II wojna światowa. I jej dotyczyły moje badania. Dzisiaj już wiemy, że to się zmieniło, ponieważ trwa wojna w Ukrainie. Podejrzewam, że kolejne badania, jeśli takie zostaną podjęte w naszym regionie, będą dotyczyć również tego konfliktu zbrojnego, być może pojawią się próby porównywania tego, co dzieje się w Ukrainie, z tym, co wydarzyło się 80 lat temu. Podobieństw jest boleśnie wiele. (...)
W innych projektach zwykle mamy do czynienia z dziećmi urodzonymi z powodu wojny w danym kraju: w Norwegii, Danii, Belgii, we Francji i tak dalej… Zidentyfikowane zaś przeze mnie osoby nie urodziły się wyłącznie w Polsce, ale na przykład w III Rzeszy lub za Bugiem. Stąd, choć nie przepadam za określeniami narodowymi, to mówię o polskich CBOW. Istotnym dla mnie kryterium było dzieciństwo przynajmniej częściowo spędzone w powojennej Polsce. (…)
Przez wszystkie lata pracy nad tym projektem wydawało mi się, że zajmuję się historią – wojną sprzed osiemdziesięciu lat i jej konsekwencjami. Do głowy by mi wówczas nie przyszło, że to, o czym piszę, stanie się tak aktualne. W relacjach, które do nas dzisiaj dochodzą, widać wyraźnie, że wobec Ukrainek stosowane są te same mechanizmy przemocowe, co 80 czy 30 lat temu wobec kobiet innych narodowości. To zresztą dotyczy też dzieci. Po raz kolejny agresor wykrada je, aby niszczyć jeden naród, a zasilać własny. Wciąż słyszymy o wywożeniu ukraińskich dzieci do Rosji w celu ich rusyfikacji. Czy nie to samo robili Niemcy z dziećmi z Europy Środkowo-Wschodniej? To wciąż taka sama metoda i pomysł na pokonanie wroga. Najłatwiej walczy się z kobietami i z dziećmi.
Cała rozmowa dostępna jest na stronie Onet.pl.