Gdy faceci w garniturach opowiadają o swoich przemyślanych i z pozoru bardzo logicznych pomysłach, koniec końców okazuje się, że nigdzie nie udało się jeszcze zbudować społeczeństwa czy państwa na podstawie ich recept - mówi Matthew Hongoltz-Hetling, autor książki "Niedźwiedzia przysługa", w rozmowie dla "Dziennika Gazety Prawnej".

Wskutek wzbudzonej przez wolnorynkowców niedźwiedziej aktywności w Grafton w stanie New Hampshire ucierpieli najbiedniejsi, samotne emerytki oraz przedstawiciele najbardziej narażonych na wykluczenie grup społecznych. Co samo w sobie jest lekcją o tym, że w wolnorynkowej utopii, jaką wymarzyli sobie bohaterowie mojej książki, poradzi sobie tylko sprawny, zdrowy, młody mężczyzna z bronią. (...)

Cechą, która łączyła nowo przybyłych do Grafton libertarian był fakt, że albo mieli bardzo dużo gotówki, albo nie mieli jej wcale. Jednych i drugich, bogatych i gołodupców, łączyło zatem to, że nie trzymały ich w innym miejscu praca, rodzina, szkoła czy obowiązki. Najczęściej mówimy o młodych i nieżonatych mężczyznach. Mogli się spakować i przyjechać do Grafton, o którym z pewnością wcześniej nie słyszeli. (...)

Filozofia wolnorynkowców okazała się wobec niedźwiedzi zawodna. Libertarianie uważają, że grasujący po twojej posesji niedźwiedź jest twoim zmartwieniem i ty masz się nim zająć. Więc gdy tylko niedźwiedź przekroczy granicę twojej działki i znajdzie się na ziemi sąsiada, ani to już nie jest twój problem, ani nic ci do tego. I tak to wyglądało w praktyce. Niedźwiedzie tak się spasły ludzkim pożywieniem, że niektóre przestały w ogóle zapadać w zimowy sen, zaczęły żyć blisko gospodarstw, rozwalać śmietniki i płoty, straszyć psy i płoszyć zwierzęta domowe. Naprzykrzały się ludziom w najróżniejsze sposoby. (...)

Moja książka nie była w zamyśle napisana jako krytyka doktryny czy filozofii politycznej. Ale choć opisuje przygody najbardziej ekstremalnych z ekstremalnych frakcji libertarian, nie da się ukryć, że także to, co uchodzi za główny nurt ich myślenia, jest dość radykalne. Gdy faceci w garniturach opowiadają o swoich przemyślanych i z pozoru bardzo logicznych pomysłach, koniec końców okazuje się, że nigdzie nie udało się jeszcze zbudować społeczeństwa czy państwa na podstawie ich recept. I nie spodziewam się, że gdziekolwiek się uda (śmiech). A przynajmniej nie bez wielkiego uszczerbku dla wszystkiego dookoła. (...)

Cała rozmowa do przeczytania w "Dzienniku Gazecie Prawnej" (112/2022).

Książka dostępna w sklepie Wydawnictwa KP.