To nie jest przypadek, że populiści, jak nieszczęścia, chodzą nawet nie parami, ale stadami. Nie byłoby Kaczyńskiego bez Leppera, czy Orbana - mówi Przemysław Sadura, współautor książki "Społeczeństwo populistów", w podcaście Aleksandry Przegalińskiej "Coś osobliwego".

"Populizm" przesączył się do takiego zupełnie potocznego myślenia, mówienia o polityce. Wszyscy posługujemy się tym terminem i w zasadzie każdy mógłby powiedzieć, "wiem, co to jest populizm, dopóki mnie nie zapytasz". Pojęcie to służy głównie jako inwektywa, mówimy tak o politykach i partiach, których nie lubimy. (...)

Populizm nie ogranicza się dzisiaj do populizmu, tego, który pierwszy pewnie przychodzi nam do głowy, czyli prawicowego. To jest zjawisko, które jest zaraźliwe - polega przede wszystkim na obniżaniu standardów debaty publicznej, na ostrej polaryzacji, na próbach komunikowania się bezpośrednio z wyborcami z pominięciem machin partyjnych, ciał pośredniczących. Ten styl uprawiania polityki nie ogranicza się wyłącznie do prawicy. Jak już gdzieś się pojawia jedna populistyczna partia, to inni kopiują jej strategie, np. komunikacyjne, bo inaczej się nie da. (...)

Różne siły sięgają po populistyczny kostium, ale nie wszystkie są tak konsekwentne. Możemy mówić o PO z czasów jeszcze przed rządami PiS-u, że była trochę populistyczna, zresztą sama się tak nazywała, ale nie była wystarczająco konsekwentna, wywróciła się o próbę wdrożenia ważnych społecznie reform, które były niepopularne.

Cała rozmowa dostępna jest na portalu Spotify.