Był w seminarium, stracił wiarę

Kościół tworzy problem – wpędza cię w poczucie winy i natychmiast oferuje na niego lekarstwo – spowiedź. Wmawia ci, że jesteś od urodzenia zły, grzeszny i winny, czujesz się z tym źle i idziesz do Kościoła, który cię rozgrzesza, a potem znów mówi ci o twoim grzechu. To błędne koło - mówi Robert Samborski, autor książki "Kościoła nie ma", w rozmowie dla portalu "Wirtualna Polska".
Myślę, że seminarium jest w dużej mierze stratą czasu dla ludzi, którzy chcą być księżmi. Nie przygotowuje ono do tego, co ksiądz tak naprawdę ma robić. Nie było zajęć praktycznych z liturgii. Nie nauczyłem się, jak zarządzać wydatkami parafii i racjonalnie rozporządzać środkami z datków wiernych. Psychologia wykładana była na słabym poziomie, a przecież ksiądz ma pomagać wiernym w radzeniu sobie z problemami życia. (...)
Kiedy byłem diakonem, pracowałem jako stolarz. Proboszcz zapytał, dlaczego nie przychodzę na wieczorne msze. Wyjaśniłem mu, że pracuję fizycznie od 7 do 16, że mam prawo być zmęczony. Proboszcz zrobił tylko wielkie oczy. W ogóle mnie nie rozumiał. Wielokrotnie widziałem, jak źle księża traktują np. organistów w kościołach, jak się na nich potwornie wydzierają. Słyszałem też, jak źle się wypowiadają między sobą o ludziach pracy. (...)
Na szczęście wraz ze wzrostem naszej świadomości młodzi geje nie muszą się już chować w seminariach. Nietrudno zauważyć korelację między spadkiem powołań kapłańskich a zwiększoną świadomością na temat homoseksualizmu. (...)
Naprawdę nic złego się nie stanie, jeśli Kościół straci swoje wpływy i władzę. Znam młodych ludzi, którzy żyją poza kościelną bańką. Sprawy religijne w ogóle ich nie interesują. A jednak ci sami młodzi ludzie rozumieją, że złem jest krzywdzić i sprawiać innym cierpienie, a dobre jest to, co sprawia innym przyjemność. Naprawdę nie potrzeba im wiary, żeby to zrozumieć.
Tym bardziej, że w Kościele podstawowym kryterium dobra i zła nie jest to, czy wyrządzam innym krzywdę czy nie, ale to, co się podoba lub nie podoba Bogu. W imię tego Kościół często sankcjonuje sprawianie innym cierpienia jako coś dobrego, na przykład pochwalając przemoc wobec dzieci w celach wychowawczych. Posunąłbym się do stwierdzenia, że więcej jest w tym demoralizacji, niż budowania dobra w ludziach. (...)
Cała rozmowa dostępna jest na stronie portalu "Wirtualna Polska".