Polskie prawo dopuszcza wykorzystywanie wizerunku dziecka w zasadzie do wszelkich celów oprócz pornografii - mówi Anna Golus, autorka książki "Superniania kontra trzyletni Antoś", w rozmowie dla miesięcznika "Gazeta GUMed".

Uznajemy, że dziecko człowiekiem dopiero się stanie, że jest człowiekiem niepełnym, a w związku z tym takie są też jego integralność i podmiotowość. Ja sama, choć od wielu lat piszę o prawach dzieci, mam świadomość, jak silnie ten sposób myślenia zakorzeniony jest w kulturze, w której wyrośliśmy, a co za tym idzie, jak silnie jest wdrukowany w nasz system poznawczy, również mój. Bardzo trudno jest się od tego uwolnić. (...)

Jestem na pewno zdecydowaną przeciwniczką programów, w których narusza się prywatność dzieci. Z tej perspektywy można by więc pomyśleć o zakazie realizacji programów reality TV, w tym także tzw. produkcji z misją, które rejestrowane są w domach rodzin. Trzeba pamiętać, że na planie takiej produkcji w przestrzeń domu wchodzą nie tylko inni niż domownicy uczestnicy programu, ale też operator, dźwiękowiec, reżyser i mnóstwo innych osób z ekipy. A dzieci często tego nie chcą i wyrażają swój sprzeciw na różne sposoby. Czasem werbalnie, czasem gestami, np. plując na kamerę czy zasłaniając ją ręką. Proszę zauważyć, że dorosły w takiej sytuacji może zrezygnować z udziału w programie, ale dziecko nie, ponieważ to jego rodzic decyduje o tym, co wolno, a czego nie wolno nagrywać. Polskie prawo dopuszcza wykorzystywanie wizerunku dziecka w zasadzie do wszelkich celów oprócz pornografii. (...)

Niestety telewizja pokazuje tylko to, co i tak wszędzie można zaobserwować. Przecież w wyścigu szczurów uczestniczymy w zasadzie od przedszkola. Ostatnio bardzo popularne są kulinarne talent shows, także z udziałem dzieci. To charakterystyczny przykład, bo o ile programów tego rodzaju o charakterze muzycznym czy tanecznym można próbować bronić – mówiąc np., że dzieci biorą udział w podobnych konkursach organizowanych w innych miejscach – o tyle kulinarne talent shows pokazują, że chodzi wyłącznie o rywalizację, która w dodatku wkracza w kolejne sfery aktywności człowieka. Gotowanie czy pieczenie ciastek, odbywające się w przestrzeni domowej i kojarzone z czymś miłym i bezpiecznym, zostają tu przeniesione w obręb kultury rywalizacji, gdzie jest więcej stresu niż radości i zabawy. Ten stres i łzy również zresztą w tych programach widać. (...)

Kobiety zajmowały kiedyś z grubsza tę samą pozycję, co dziś dzieci. Kobiecie, która chciała zamanifestować swoje zdanie, nie była cicha i potulna, przyklejano etykietkę histeryczki. Dziś jesteśmy w stanie zachwycać się dziećmi, ale tylko dopóki są miłe, ciche, słodkie i rozczulające. Jeśli takie nie są, jeśli nie sprawiają radości, są głośne i emocjonalne, to znaczy, że „histeryzują”. Według „metod wychowawczych” promowanych w programie, który opisywałam, musimy wtedy stoczyć z nimi walkę, sprawić, by stały się takie, jakie chcemy, by były.

Cała rozmowa dostępna jest na stronie miesięcznika "Gazeta GUMed".