Z każdym kolejnym rokiem życia dziecka – przede wszystkim chłopca – samochód kształtuje je coraz bardziej - przeczytać możemy w fragmentach książki Marty Żakowskiej "Autoholizm" opublikowanych na portalu "Onet.pl" oraz "Noizz.pl".

Od wielu lat samochodziki, tak zwane resoraki, kupić można w prawie każdym polskim kiosku i w wielu sklepach spożywczych za kilka złotych. Czarno-białe książeczki kontrastowe, które umożliwiają niemowlakom pierwszy kontakt z kulturą symboliczną, oprócz słońca, drzewa, ptaka lub chmurki często przedstawiają również auto. Brum-brum. A potem mały człowiek dostaje na urodziny samochód na pedały albo puzzle z samochodem. Chwilę później pojawiają się elektryczne samochody do jeżdżenia po podwórku albo ogrodzie, autka na placach zabaw i gokarty. Wreszcie wypasiony quad na pierwszą komunię. Kreskówki, filmy, seriale i inne obszary kultury audiowizualnej też są po brzegi zapchane samochodami. Nasza kultura ożywia je, ubiera je w emocje i marzenia, nadaje im imiona i twarze w niezliczonych bajkach, programach, grach, komiksach, powieściach, piosenkach, teledyskach i reklamach. Z każdym kolejnym rokiem życia dziecka – przede wszystkim chłopca – samochód kształtuje je coraz bardziej. Jako magiczny obiekt w konsumpcyjnej kulturze Zachodu lub poprzez działania ludzi urzeczonych jego siłą. (...)

"Prawie przejechał pan przed chwilą chłopca!" – mówię do mężczyzny w średnim wieku stojącego w nowym combi na czerwonym świetle. Środek tygodnia, środek dużego miasta, wieczór, jesień 2022 roku. Tym razem – jak kilka razy w miesiącu – wzięłam nasz samochód, żeby załatwić coś szybko tam, gdzie nie dojadę sprawnie komunikacją publiczną (rozważamy właśnie, czy się go nie pozbyć i nie korzystać z car-sharingu, bo gdy rzadko używa się auta, po prostu nie opłaca się go mieć, zwłaszcza że zdajemy sobie sprawę z faktu, że doprowadza to do tłoku i podnoszenia temperatury na naszym osiedlu). Chwilę wcześniej, gdy spokojnie jechałam wielopasmówką za tym szalonym kierowcą, dziwiłam się, że tak pędzi. Nagle, nieco tylko zwalniając, skręcił w prawo na zielonej strzałce i prawie uderzył w przechodzącego po pasach nastolatka. Chłopak odskoczył i pewnie tylko dlatego nic mu się nie stało. Zajmowanie się kwestią autoholizmu umacnia moją niezgodę na takie zachowania, więc postanowiłam interweniować. Dogoniłam samochód mężczyzny dopiero dwa światła dalej (nie zwiększając prędkości i nie tworząc zagrożeń dla pieszych). Na nic zdało mu się pędzenie, bo i tak byliśmy w tym samym miejscu w tym samym momencie. Pomachałam, otworzył okno. "On wbiegł na pasy, nie można tak wbiegać, to nie moja wina" – rzucił. "Czy pan słyszy, co pan mówi? Czy to była odpowiednia prędkość w mieście, na zieloną strzałkę i pasy?" – zapytałam. "To jego wina" – wystrzelił. "Cudem go pan nie zabił i cudem nie spędzi pan kolejnych lat w więzieniu. Dobrze pan o tym wie. To pańska wina" – skomentowałam.

Całe fragmenty dostępne są na portalach "Onet.pl" oraz "Noizz.pl".